Szeregowi legioniści, których potem wysłano na San Domingo, nie uważali, że biją się za jakąś „wolność Polski”. To byli galicyjscy chłopi, których Austria pobrała do wojska, a Francuzi wzięli do niewoli. Nie przypisujmy im rozwiniętej świadomości narodowej, a zwłaszcza narodowego mesjanizmu. Najczęściej uważali się za „ludzi cesarskich”. Dopiero w Legionach patriotyczni, szlacheccy oficerowie uczyli ich, że są Polakami. Na pewno większość wolała służyć pod polską komendą. Do swego losu podchodzili jednak z fatalizmem – to chłopska rzecz służyć i umierać. Jaki mieli wybór – znów austriackie kamasze czy cywilne poddaństwo?
[b]Ale część Polaków na San Domingo przeszła na stronę walczących o wolność Murzynów.[/b]
Niektórzy tak. Motywy były zresztą różne, nie wykluczając zmęczenia i obrzydzenia „brudną” wojną w zabójczym klimacie. Konsularna Francja przywróciła niewolnictwo, toczyła wojnę w kolonii i trzeba było kogoś tam posłać. Do dyspozycji byli „niepotrzebni” już w Europie Polacy i Napoleon ich do tego wykorzystał. A jak to bywa z wojnami kolonialnymi, armia okupacyjna wyginęła. Narodowe i wolnościowe dylematy targały częściej wykształconymi oficerami, ale przecież wielu z nich pojechało na San Domingo ochotniczo.
[b]San Domingo kłóci się z wyidealizowanym przez zakochanych w nim Polaków obrazem Napoleona marzącego o odtworzeniu niepodległej Polski.[/b]
Oczywiście. Pamiętajmy jednak, że do 1807 r. nie ma żadnej sprawy polskiej, a i później była ona ważnym, ale tylko jednym z wielu czynników polityki europejskiej. Napoleon prowadził politykę francuską, a nie polską, i w sprawy Polaków angażował się niechętnie. Wiedział bowiem, że popierając tę moralnie słuszną sprawę, wchodzi w konflikt z trzema supermocarstwami: Austrią, Rosją i Prusami. Nie mógł zaś dla Polski narażać interesów Francji. Nawiasem mówiąc, i tak je naraził. Choć nie za darmo.
[b]Nasi żołnierze przelewali za niego krew, a on zobowiązał się wobec Rosji, że nie użyje nazwy Polska i tak powstało Księstwo Warszawskie. To już w 1815 roku Aleksander I dał nam więcej, restaurując Królestwo Polskie.[/b]
A czy Napoleon miał jakiś interes w tym, żeby na mapie znalazło się słowo „Polska”? Sama nazwa, choć symbolicznie ważna, pozostaje nazwą. Czy Królestwo Polskie (1815 – 1830) było bardziej polskie niż Księstwo Warszawskie? Pamiętajmy, że w Księstwie wojskiem dowodził Polak (książę Józef Poniatowski), a w Królestwie Rosjanin (wielki książę Konstanty). Księstwo było państwem o polskim języku konstytucyjnym, polskich symbolach, wprawdzie z prefektami, francuskim prawem cywilnym i saskim władcą, ale o ograniczonych obcych wpływach.
[b] Przecież to było państwo satelickie wobec Cesarstwa.[/b]
A Królestwo Polskie, mając rosyjskiego cara za polskiego króla, nie było państwem satelickim? Pokolenie dotknięte traumą rozbiorów rozumiało zresztą, że samodzielność nie jest możliwa. A poza tym, dyskutując na temat sprawy polskiej początku XIX wieku, zapytajmy: kto dawał więcej od Napoleona?
[b]Właśnie Aleksander I. Książę Czartoryski w 1811 roku miał przedstawić Poniatowskiemu propozycję odtworzona z trzech zaborów Polski w unii personalnej z Rosją.[/b]
To były rojenia. W 1815 roku, gdy powstanie Królestwo Polskie, też zapanuje przekonanie, że nastąpi połączenie z ziemiami litewsko-białoruskimi. Powstanie nawet korpus wołyński. I co? I nic. „Żadnych złudzeń panowie”. To były nadzieje, a liczyły się realne interesy. Z punktu widzenia pragmatycznego Napoleon wykorzystał Polaków, ale i Polacy wykorzystali Napoleona. W końcu dzięki niemu powróciło z niebytu państwo polskie. Bardzo narzekano, że nazywało się Księstwem Warszawskim i że było takie małe, ale przyszły przecież następne wojny. Ta w 1809 roku doprowadziła do zwiększenia Księstwa o jedną trzecią, a kolejnym etapem miała być rozpoczęta w 1812 roku wielka wojna z Rosją.
[b]Co by się stało z Polską, gdyby Napoleon pokonał Rosję?[/b]
Nawet gdyby wygrał, musiałby zawrzeć jakiś pokój. Nie ustanowiłby przecież prefektury w Moskwie czy Petersburgu. A że Rosja prędzej czy później dążyłaby do rewanżu, logicznie należało zwiększyć potencjał państwa polskiego, które zawsze byłoby pierwszym jej celem. Jak wyglądałoby ono ustrojowo i geograficznie? Tu już zapuszczamy się w dziedzinę „historii alternatywnej”, popularnie zwanej gdybologią.
[b]Finał romansu Polaków z Napoleonem był dramatyczny. Poniatowski zginął pod Lipskiem, kiedy inni sprzymierzeńcy odwrócili się już od cesarza. Czy honor okazał się ważniejszy niż interes narodowy? Czy nie można było dojść do porozumienia z Rosjanami?[/b]
W 1813 roku Rosjanie nie mieli Polakom nic do zaoferowania. Ostatnią sprawą, o jakiej marzył Aleksander I, było poruszenie kwestii polskiej. Obietnice dane Polakom oznaczałyby automatyczny konflikt z Austrią i Prusami, a to ich wojsk potrzebował do pokonania Napoleona.
[b]Czyli plany Czartoryskiego o zjednoczeniu Polski pod berłem Aleksandra I były mrzonką.[/b]
Książę Czartoryski, polityk fascynujący, ale w sprawach polskich przegrany, mógł sobie wymyślić Rzeczpospolitą nawet aż po Morze Czarne. Tylko co z tego? Najważniejsze są realia polityczne, a nimi zarządzał car. A jego wybory też ograniczała geopolityka. Proszę sobie zresztą wyobrazić ogłoszenie takiego państwa. I co? Austriacy i Prusacy przysyłają telegramy gratulacyjne: „doskonale, jednoczcie Polskę, oddamy wam nasze ziemie, macie nasze błogosławieństwo”.
[b]Czyli Poniatowski nie miał wyboru?[/b]
Osobiście miał. Politycznie – nie bardzo. Choć nie oznacza to, że się nie zastanawiał. Wiosną 1813 roku rozmawiał w Krakowie z rezydentem francuskim Edwardem Bignonem, świadomym już, że ministrowie Księstwa negocjują potajemnie z Czartoryskim i Rosjanami. Na pretensje Francuza książę odpowiedział: „Od dawna każdy Polak ma poniekąd dwa sumienia; przede wszystkim Polak chce być Polakiem i jeśli nie może tego osiągnąć jedną drogą, to szuka innej”. Świetną książkę o tym porozbiorowym „podwójnym sumieniu” napisał Jarosław Czubaty.
[b]Gra do końca na Francję nie była więc tylko sprawą honoru?[/b]
Nie, elity polskie próbowały obstawiać tego, kto mógł dać więcej. A właściwie cokolwiek. Rosja w 1813 roku nie dawała nic, ale rok później już niemało. Pamiętajmy, że do październikowej klęski lipskiej los wojny nie był rozstrzygnięty. Po Lipsku zaś wielu Polaków załamało się i zaczęły się dezercje. „Rozlazł się” nawet polski batalion pieszej gwardii Napoleona. Cesarz zebrał wówczas polskich oficerów i używając pragmatycznych argumentów, tłumaczył im, dlaczego powinni pozostać. Jeśli opuszczą go teraz, po klęsce, nie zyskają nic.
[b]Czy wiadomo coś o osobistym stosunku Napoleona do Polaków?[/b]
Uważał Polaków za dobrych żołnierzy. W jego opiniach da się też wyczuć pewną sympatię – wielu Polaków miał zresztą w otoczeniu. I choć zarzucał Poniatowskiemu „miękkość” dowodzenia w 1812 roku, szanował go.
[b]Pani Walewska nie miała na niego żadnego wpływu?[/b]
Pan raczy żartować. Była piękną, dobrą i prostolinijną kobietą, która dała mu syna. Na politykę nie miała wpływu najmniejszego.
[b]A czy zgodzi się pan z opinią, że ten związek był symboliczny? Że stosunek Polski do Francji był uczuciem niewiasty zakochanej w dzielnym wojaku ?[/b]
Żartobliwie mówiąc, miłosne stosunki polsko-francuskie nie były aż tak jednostronne. Stary już generał Franciszek Morawski wzdychał:Były to czasy, lecz gdzież są za namiGdym i ja zwalczał Paryżanki śmiałe,I w jednej nocy trzynastu razami
Szerzył, uwieczniał narodową chwałę…A tak poważnie, polska miłość do Napoleona nie była aż tak ślepa. Większość elit uważała, że nie ma lepszego wyboru. On dawał to, czego nie dawali inni – szansę na niesamodzielne wprawdzie, ale jednak polskie państwo.
[i]Dr Andrzej Nieuważny, historyk z Uniwersytetu Mikołajka Kopernika w Toruniu. Zajmuje się epoką napoleońską i szczególnie stosunkami polsko-francuskimi w XIX wieku. Wydał między innymi „My z Napoleonem”, „Czasy napoleońskie”.[/i]