[b]Rz: Kreml musi być zadowolony z ostatniego szczytu ministrów spraw zagranicznych sojuszu. Potwierdziły się na nim pańskie zapowiedzi, że Rosja jest dla NATO ważniejsza niż Ukraina i Gruzja.[/b]
[b]Dmitrij Rogozin:[/b] Na pewno ująłem to inaczej, bo staram się wyrażać z większą kurtuazją. Nie chodziło mi o to, że Rosja jest dla sojuszu ważniejsza niż Gruzja czy Ukraina. Dla NATO najważniejszy powinien być jego własny los. A dobre stosunki Rosji są dla sojuszu korzystne. My też chcemy normalnych relacji z Zachodem. Ostatnie dni pokazały, że są one ważniejsze niż spory, z którymi mieliśmy do czynienia po sierpniowej wojnie na Kaukazie.
[b]Tbilisi i Kijów nie otrzymały planu na rzecz członkostwa w NATO (tzw. MAP), a sojusz zaproponował Rosji wznowienie rozmów. Moskwa policzy to jako punkt dla siebie. Ale przecież podczas zakończonego w środę szczytu padły też żądania pod waszym adresem: macie przestać straszyć rakietami, wycofać się z uznania niepodległości Abchazji i Osetii Południowej. Co na to Rosja? [/b]
Dla Gruzji i Ukrainy był to szczyt niespełnionych nadziei. Oba państwa liczyły na szybką drogę do NATO, ale – z własnej winy – się od niej oddaliły. Obecnie, jak wynika z moich rozmów z kolegami z sojuszu, Gruzja i Ukraina są dalej od NATO niż w kwietniu podczas szczytu w Bukareszcie. Oznacza to, że ekspansja NATO na wschód została zatrzymana.
Co do żądań ze strony sojuszu, spojrzymy na nie z wyrozumiałością. Rozumiemy, że NATO ma wobec nas różne uprzedzenia. Chwała Bogu, że te wszystkie słowa to tylko demagogia. Demagogia groźna, bo może być brzemienna w skutki. Ale my też nie będziemy siedzieć w kącie i powiemy, co o tym myślimy. Jak można krytykować nasze plany rozmieszcze-nia rakiet w Kaliningradzie? Przecież wszyscy wiedzą, że to odpowiedź na tarczę. Jeśli nie będzie amerykańskich baz w Polsce i w Czechach, to nie będzie iskanderów w Kaliningradzie. To oczywiste. Jak wy nam, tak my wam.