Jak jednak wytłumaczyć niedawne wypowiedzi amerykańskich generałów traktujących parę niemieckich agentów w Bagdadzie jak bohaterów, których informacje miały „trudne do przecenienia znaczenie”?. – To zatrute pochwały. Trudno oprzeć się wrażeniu, że chodzi o wyrównanie rachunków – ocenił Steinmeier, sugerując, że Amerykanie biorą spóźniony odwet za odmowę Niemiec wsparcia wojny w Iraku.
W podobnym tonie zeznawał wczoraj Joschka Fischer, szef MSZ w czasie wojny irackiej. – Amerykanie nie potrzebowali żadnych informacji. Mieli własne – tłumaczył.Obaj politycy wykorzystali wczorajszą okazję do obrony decyzji poprzedniego rządu o odmowie udziału w wojnie. Po raz pierwszy w okresie powojennym Niemcy sprzeciwiły się wtedy planom USA, wywołując ogromne napięcia na linii Berlin – Waszyngton. Za oceanem mówiono o epoce lodowcowej w relacjach niemiecko--amerykańskich.
Donald Rumsfeld, ówczesny szef Pentagonu, wprowadził nawet podział na nową i starą Europę, chwaląc Polskę oraz inne kraje wschodniej części naszego kontynentu za wsparcie amerykańskiej inwazji na Irak.
– Mieliśmy wtedy rację, co potwierdziły późniejsze wydarzenia – przekonywał wczoraj Steinmeier.
Nie powiedział jednak, że decyzja rządu Schrödera miała także inne tło. Ponieważ zdecydowana większość społeczeństwa była, i jest nadal, przeciwna wojnie, dystans wobec poczynań administracji George’a W. Busha pomógł koalicji SPD i Zielonych wygrać wybory parlamentarne w 2002 roku.
Frank-Walter Steinmeier jest dzisiaj nie tylko szefem dyplomacji, ale i kandydatem socjaldemokratów na kanclerza w przyszłorocznych wyborach do Bundestagu. Nie zapomniał więc wczoraj oskarżyć swych przeciwników, że wykorzystują komisję śledczą do walki politycznej.