W październiku 2008 r. premier Donald Tusk oficjalnie dziękował szefowi pakistańskiego rządu za zaangażowanie i pomoc w sprawie porwanego 28 września Polaka. Dziś polskie władze właśnie Islamabad obarczają odpowiedzialnością za jego śmierć.
– Polski wywiad zdumiewająco szczegółowo opisał przywódców tej bandy, nawet ich krewnych, gdzie są rozmieszczeni, ich przyjaciół w strukturach rządu Pakistanu. I to jest przyczyna tego stanu bezwładu władz pakistańskich – mówił wczoraj minister sprawiedliwości Andrzej Czuma. – Bardzo wielu ludzi we władzach pakistańskich sprzyja tym bandytom – dodał. Kilka godzin później polskie MSZ wystosowało notę protestacyjną do władz Pakistanu w sprawie zamordowania polskiego geologa.
Nasi dyplomaci przekonują „Rz”, że od początku obawiali się, iż negocjacje z talibami nie będą przez Pakistańczyków prowadzone właściwie. Islamabad miał ich jednak niemal do końca zapewniać, że rozmowy cały czas się toczą. Tymczasem porywacze skarżyli się, że nikt się z nimi nie kontaktuje. Miesiąc po porwaniu, zniecierpliwieni brakiem zainteresowania losem zakładnika, skontaktowali się z polską ambasadą w Pakistanie.
– Polska powinna jeszcze we wrześniu wysłać do Pakistanu negocjatora. Niestety, wygląda na to, że rząd początkowo uznał, iż jakoś się ta sytuacja rozwiąże – mówi „Rz” prof. Edward Haliżak, szef Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW.
Podobnie uważa dr Piotr Balcerowicz, orientalista z Uniwersytetu Warszawskiego. – Przez cztery miesiące działo się o wiele za mało. Władze polskie chyba bagatelizowały sprawę. To przerażające – ocenia. – Można było zrobić więcej, by przekonać władze Pakistanu do wzmożenia wysiłków. Polski rząd popełnił błąd opieszałości i uważam, że to on ponosi moralną odpowiedzialność za to, co się stało.