Według najnowszych sondaży Gaszparovicza popiera 50,2 proc. ankietowanych. Iveta Radiczova może liczyć na 30 proc. głosów. Do zwycięstwa w pierwszej turze potrzeba jednak co najmniej 50 proc. głosów wszystkich uprawnionych do głosowania. Frekwencja zaś zapowiada się niska, więc nazwisko prezydenta poznamy prawdopodobnie dopiero w wyborczej dogrywce 4 kwietnia.
Wybory to przede wszystkim test dla rządzącej lewicowej ekipy premiera Roberta Fico. Za rok odbędą się na Słowacji wybory parlamentarne, a prezydenta Gaszparovicza popierają dwa główne ugrupowania: SMER Roberta Fico i Słowacka Partia Narodowa (SNS) Jana Sloty.
Prezydent wybierany na pięcioletnią kadencję pełni na Słowacji głównie rolę reprezentacyjną. Ale Robert Fico zdaje sobie sprawę, że w czasach kryzysu finansowego i nadchodzących wyborów parlamentarnych dobrze jest mieć poparcie człowieka, który broniłby rządu i stał na czele państwa po ewentualnej porażce lewicy w przyszłorocznych wyborach.
Słowacy mają gorzkie doświadczenia z prezydentami. Vladimir Mecziar (zajmował krótko to stanowisko w roku 1998) udzielił amnestii wszystkim podejrzanym w sprawie uprowadzenia syna pierwszego prezydenta Michała Kovacza. Poprzednik Gaszparovicza – polityk o komunistycznej proweniencji Rudolf Schuster – rzucał kłody pod nogi prawicowemu rządowi Mikulasza Dzurindy, blokując reformy.
Paradoksem jest to, że o zwycięstwie kandydata na prezydenta mogą zdecydować słowaccy Węgrzy. Gaszparovicz ma na pieńku z 450- tysięczną mniejszością, która słynie z niesłychanej dyscypliny wyborczej.