Niektóre biografie Reagana podają złośliwie, że zmarły pięć lat temu prezydent wpadł na pomysł Inicjatywy Obrony Strategicznej (tzw. gwiezdnych wojen) wspominając scenę zniszczenia sterowca z filmu Morderstwo w Powietrzu („Murder in the Air”) z roku 1940, w którym zagrał jedną z ról. Jednak jeszcze w latach 80-ych pomysł, aby rakiety przeciwnika niszczyć za pomocą lasera wywoływała ponoć uśmiech niedowierzania brytyjskiej premier Margaret Thatcher. Niezależnie od tego, na ile koncepcja „gwiezdnych wojen” była wówczas realna, podkręcenie przez amerykańskiego prezydenta w latach 1981-85 wyścigu zbrojeń przyspieszyło bankructwo „Imperium zła” (jak Reagan nazwał Związek Sowiecki) i całego światowego komunizmu.

Swoją politykę Reagan oparł na dwóch elementach: militarnej doktrynie „pokoju przez siłę” i - w sferze ekonomicznej - na głęboki przekonaniu, że Amerykę Roosevelta wyciągnęła z kryzysu nie socjalpolityka „New Dealu”, lecz koniunktura wywołana parę lat później przez wojnę.

Mało kto dziś pamięta, że przez pierwsze dwa lata prezydentury Reagana, Ameryka żyła w cieniu poprzedniej prezydentury demokratycznego prezydenta Jimmy'ego Cartera (uważanej za jedną z 10 najgorszych w amerykańskiej historii) co oznaczało poważne kłopoty gospodarcze, w tym także dwucyfrowe bezrobocie.

Ronald Reagan wiedział, że o ile broń może przynieść pokój – zwłaszcza w ręku „dobrego” kowboja – to władza winna trzymać się od rancha z daleka. Jego epoka kojarzy się dziś przeciętnemu Amerykaninowi z obniżeniem podatków (średnio o 25%), upraszczaniem przepisów (niektóre ekonomiczne dokumenty tych czasów to pojedyncze kartki papieru) i zmniejszeniem wydatków aparatu władzy. Reaganomika - tak nazwano nowe trendy ekonomiczne - zadziałała po dwóch latach, dając 20 milionów nowych miejsc pracy i 7 lat bezprecendesowego wzrostu gospodarczego Ameryki. Dziś –20 lat później — zasady przyjęte przez Ronalda Reagana pozostają gospodarczą biblią amerykańskich konserwatystów, krytykujących państwo socjalne prezydenta Baracka Obamy.

Ronald Reagan był ostatnim, politycznym kowbojem Ameryki. Zostawił po sobie model kapitalizmu niosącego dobrobyt wszystkim Amerykanom i garść chwytliwych bon motów, godnych niezapomnianych scen dobrego westernu. Choćby takich jak „Panie Gorbaczow, zburz pan ten mur!” (1987 r. przed Bramą Brandenburską) czy: „Nie boję się o deficyt. Jest wystarczająco duży, żeby sam dać sobie radę”.