Kilka godzin po zamknięciu lokali wyborczych w Iranie Mir Hosejn Musawi – główny kontrkandydat ubiegającego się o reelekcję prezydenta Mahmuda Ahmadineżada – ogłosił się zwycięzcą. Jednak chwilę później irańskie MSW oświadczyło, że po podliczeniu części głosów Ahmadineżad ma 68-procentowe poparcie i to on z pewnością wygra.
– Nie można wykluczyć, że wybory zostały sfałszowane, ale na razie jest za wcześnie na oceny. Musimy zaczekać na pełne wyniki – powiedział „Rz” izraelski ekspert ds. Iranu Meir Javedanfar.
Od rana tłumy Irańczyków ustawiały się w kolejkach do punktów wyborczych. Niektórzy musieli czekać aż dwie godziny. Władze kilka razy wydłużały głosowanie, w sumie aż o sześć godzin. Ostatni raz podobną mobilizację obserwowano 12 lat temu, kiedy Irańczycy wybrali reformatora Mohameda Chatamiego. Zdaniem komentatorów wysoka frekwencja i tym razem miała być dowodem mobilizacji społeczeństwa, które miało dość rządów Ahmadineżada.
Musawi ostrzegał, że wybory mogą być sfałszowane. Skarżył się w piątek, że jego ludzie nie zostali wpuszczeni do lokali wyborczych, by nadzorować przebieg głosowania. Aby zapobiec protestom władze kazały zablokować możliwość wysyłania esemesów, które wcześniej służyły zwolennikom Musawiego do zwoływania wieców. Służby bezpieczeństwa ostrzegły też, że nie będą tolerować żadnych demonstracji przed ogłoszeniem wyników.
Do rozstrzygnięcia wyborów w pierwszej turze potrzebne jest zdobycie przez jednego z kandydatów ponad 50 procent głosów. Jeśli się to nie uda żadnemu z nich, 19 czerwca ma się odbyć dogrywka.