Z około 25 tys. zakładowych stołówek korzysta 3,4 z 11,2 mln Kubańczyków. Ale w miejscach pracy nie będą już serwowane darmowe obiady.
Kubański przywódca Raul Castro tłumaczy to kryzysem, ale też koniecznością położenia kresu okradaniu państwa, przeznaczone dla stołówek produkty można było bowiem kupić po cenach komercyjnych na czarnym rynku. – Z powodu dotacji niektórzy sądzą, że w ogóle nie muszą pracować – zauważył Castro.
Zamiast żywić pracowników, rząd woli dodać im po 300 pesos (12 dolarów) miesięcznie do pensji (średnia wynosi 20 dolarów). Na nakarmienie załóg państwo wydaje rocznie 350 mln dolarów. Teraz pochłonie je podwyżka pensji, ale budżet zaoszczędzi na kosztach funkcjonowania stołówek.
Następnym krokiem ma być odejście od kartek (libreta), które służą Kubańczykom do zakupu – po zaniżonych cenach – ryżu, fasoli, oliwy, kurczaków itp. Zastąpią je zasiłki dla najbardziej potrzebujących. Raul Castro obiecuje, że nie podniesie ręki na darmową służbę zdrowia i edukację.