Komentatorzy przewidywali, że współpraca konserwatystów z liberalną partią Nicka Clegga nie będzie łatwa. We wtorek królowa przedstawiła w parlamencie program nowego rządu, a już dzisiaj brytyjskie media szeroko donosiły o pierwszym konflikcie w koalicji. Liberalni Demokraci domagają się przeprowadzenia referendum w sprawie nowej ordynacji już wiosną 2011 roku, na przykład 5 maja, razem z wyborami lokalnymi. Naciskają na torysów, by przedstawić projekt odpowiedniej ustawy jeszcze przed ważnymi głosowaniami w sprawie ograniczenia wydatków państwa w celu zrównoważenia budżetu.

Tymczasem torysi, którym nie zależy tak bardzo na reformie prawa wyborczego, chcą odwlec referendum i skupić się na budżecie. Postawili też warunek, że w ramach reformy muszą zostać wyznaczone na nowo okręgi wyborcze, gdyż ich obecny układ faworyzuje Partię Pracy. Wyznaczenie nowych okręgów jest zaś tak pracochłonne, że zabierze co najmniej dwa lata. Partia Konserwatywna ogłosiła więc, że referendum nie odbędzie się wcześniej niż jesienią 2011 roku.

Dla ugrupowania Clegga reforma ordynacji to kluczowa sprawa. W wyborach 6 maja Liberalni Demokraci dostali 23 procent głosów, co dało im zaledwie 8,8 procent miejsc w parlamencie. Konserwatyści z wynikiem 36,1 procent głosów zgarnęli 47 procent miejsc, a laburzyści, których wsparło 29 procent wyborców, otrzymali 39,7 procent mandatów. Liberałowie się obawiają, że im później zostanie przeprowadzone referendum, tym mniejsza będzie szansa na sukces, bo wyborcy mogą potraktować głosowanie jako wotum nieufności dla rządu. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że nowy rząd chce przeprowadzić wiele reform bolesnych dla społeczeństwa.

Obok zmian w ordynacji reforma systemu politycznego zakłada też m.in. zmniejszenie liczby posłów, wprowadzenie stałej pięcioletniej kadencji parlamentarnej oraz możliwość odwoływania posłów przez wyborców.