Taka sytuacja nie zdarzyła się w Wielkiej Brytanii od 61 lat, choć tradycja jest znacznie dłuższa i – w obecnej formie – sięga 1852 roku. Swoje mowy tronowe brytyjscy monarchowie wygłaszali nawet podczas pierwszej i drugiej wojny światowej. Co roku było to najważniejsze wydarzenie z udziałem brytyjskiego monarchy, które otwierało nową sesję parlamentu.
Dotychczas Elżbieta II najczęściej pojawiała się w Izbie Lordów jesienią, z reguły w listopadzie lub grudniu (do Izby Gmin brytyjski monarcha nie ma prawa wejść, więc deputowanych zaprasza do siebie). Jedynym wyjątkiem były lata, w których odbywały się wybory parlamentarne. Wtedy mowę tronową wygaszała tuż po ogłoszeniu wyników. Tak było w tym roku w maju. Kolejną miała wygłosić jesienią przyszłego roku.
Konserwatywny rząd postanowił jednak, że następnym razem królowa pojawi się w parlamencie dopiero wiosną 2012 roku. Powód? Jak przyznał przewodniczący Izby Gmin John Bercow, rząd chce, by w przyszłości sesje parlamentu miały stałe terminy i zaczynały się właśnie na początku roku. Jednak, jak piszą brytyjskie gazety, torysom zależy na czasie, by zrealizować swój program reform. Dlatego zdecydowali, że wydłużą sesję parlamentu do dwóch lat, dzięki czemu będzie ona najdłuższa od 150 lat.
– Mnie to nie przeszkadza. Królowa Wiktoria przez wiele lat nie chciała przychodzić do parlamentu, a tradycja i tak przetrwała. Nie uważam, że to jej koniec, choć wielu rzeczywiście twierdzi, że to pierwszy krok do zastąpienia monarchii republiką – mówi „Rz“ Joe Little z pisma „Majesty Magazine“ poświęconego rodzinie królewskiej.
Atak na konserwatywny rząd natychmiast przypuścili laburzyści. – Żadna sesja parlamentarna od końca drugiej wojny światowej nie trwała dwa lata. Najdłużej 18 miesięcy, i to w czasie gdy odbywały się wybory – grzmiała przewodnicząca Izby Gmin w gabinecie cieni Rosie Winterton. Torysom dostało się za to, że podjęli decyzję bez konsultacji z innymi partiami. Zostali też oskarżeni o nadużycie władzy.