Nie wiadomo, kiedy dokładnie portal WikiLeaks ujawni kolejną porcję sekretów Pentagonu. Niektórzy analitycy spodziewali się przecieku już wczoraj, inni wskazywali na poniedziałek lub wtorek. Według CBS News nawet analitycy Departamentu Obrony nie wiedzieli, jakie dokumenty są w rękach pracowników kontrowersyjnego portalu, który wsławił się zdradzaniem wojskowych sekretów. Możliwe, że chodzi o szczegóły militarnych operacji, nazwiska dawnych lub obecnych informatorów USA, informacje dotyczące członków irackiego rządu albo działalności na terenie tego kraju agentów Iranu.

Pracownicy Pentagonu przez cały weekend przygotowywali się więc do reakcji na zapowiedziany wyciek. Liczący 120 osób zespół przeczesywał archiwa i starał się przewidzieć skutki, jakie może wywołać upublicznienie tajnych danych. - Rzecz dzieje się w czasie, gdy sytuacja polityczna w Iraku wciąż jest niestabilna – zauważył Juan Zarate, analityk ds. bezpieczeństwa na antenie CBS, podkreślając, że USA wciąż mają w tym kraju 50 tysięcy żołnierzy. Zwrócił też uwagę na długoterminowe skutki ujawnianie tajnych dokumentów, a więc rosnące obawy sojuszników przed przekazywaniem USA sekretnych informacji.

W lipcu WikiLeaks ujawnił ok. 80 tysięcy tajnych dokumentów dotyczących misji w Afganistanie. Na stronie portalu znalazły się wówczas między innymi nazwiska informatorów oraz szczegóły z raportów wywiadowczych. Część upublicznionych plików dotyczyła też działalności polskich wojsk. Jednak według szefa Departamentu Obrony Roberta Gatesa, wbrew początkowym obawom, wyciek spowodował bardzo niewielkie szkody. Według urzędników NATO, choć nadal można się obawiać, że talibowie będą chcieli zemścić się na Afgańczykach, których nazwiska wypłynęły w upublicznionych raportach, to na razie nic takiego się nie stało.