Dwunastu urzędników z Komisji Planowania Rodziny wtargnęło do domu Luo Yanquan i jego żony Xiao Aiying. Kobieta była miesiąc przed porodem.
– Trzymali jej ręce za plecami i kopali w brzuch – relacjonował później Luo. Potem płaczącą kobietę zabrali do kliniki, gdzie podali jej środek wywołujący poronienie.
Wszystko dlatego, że małżeństwo ma już jedno dziecko.
– Nasza córeczka cieszyła się, że będzie miała rodzeństwo. Nie wiem, jak jej to wytłumaczę – mówił Luo, mieszkaniec miasta Siming w południowo-wschodnich Chinach. Ten 36-letni robotnik zadzwonił po zdarzeniu na milicję, ale nic to nie dało. Dlatego opisał całą historię w blogu. Chciał, żeby o tragedii dowiedział się świat.
[wyimek]13 milionów aborcji jest wykonywanych rocznie w Chinach[/wyimek]– Takie historie są w ChRL na porządku dziennym. Zaskakujące jest to, że sprawa wyszła na jaw – powiedział „Rzeczpospolitej” Steve Mosher, znany amerykański specjalista ds. Chin. – Obawiam się, że ta biedna rodzina, która już tyle wycierpiała, będzie jeszcze cierpieć. Komunistyczne władze nie lubią bowiem, gdy ktoś ujawnia ich zbrodnie – dodał.