Jak napisał „Kommiersant”, powodem nieobecności Dmitrija Miedwiediewa na lutowej konferencji ds. bezpieczeństwa będzie „napięty grafik”. Zdaniem rozmówców gazety z rosyjskiego MSZ tak naprawdę prezydent Rosji chce jednak uniknąć spotkania z Saakaszwilim. Ma być on w Niemczech ważnym gościem, a sytuacja na Kaukazie jednym z głównych tematów rozmów.
Miedwiediew niejednokrotnie podkreślał, że Saakaszwili, „odpowiedzialny za rozpętanie wojny w sierpniu 2008 roku”, jest dla Kremla nie do zaakceptowania. Moskwa jest gotowa do wznowienia stosunków z Gruzją, ale „dopiero wtedy, kiedy on odejdzie”. Tbilisi ma swoją wersję przebiegu konfliktu. I stawia równie twarde warunki drugiej stronie: nie będzie rozmowy o wznowieniu relacji, dopóki rosyjski okupant nie opuści gruzińskich terytoriów Abchazji i Osetii Południowej.
– Trudno ocenić, w jakim stopniu to właśnie niechęć do gruzińskiego prezydenta wpłynęła na decyzję o niejechaniu do Monachium. Fakt jednak pozostaje faktem: dla Moskwy Saakaszwili jest i pozostanie wrogiem. Miedwiediew z pewnością nie chciałby się z nim znaleźć w jednym pomieszczeniu – mówi „Rz” dziennikarz „Kommiersanta” Władimir Sołowiow.
Zdaniem gruzińskiego politologa Aleksandra Rondelego prezydent Rosji chce uniknąć krytyki. – Miedwiediew nie chce być tam, gdzie będzie Saakaszwili, bo mógłby usłyszeć przemówienie o rosyjskiej okupacji części Gruzji i łamaniu przez Rosję międzynarodowych ustaleń – mówi „Rz” Rondeli.
[i]Korespondencja z Moskwy