Pożar w więzieniu San Miguel wybuchł wczoraj nad ranem w jednej z wież na trzecim piętrze budynku. Po zaledwie kilku minutach całe piętro stanęło w płomieniach, odcinając kilkuset więźniom drogę ucieczki. Nad budynkiem unosiły się chmury gęstego dymu. Zdesperowani więźniowie, chcąc uciec przed płomieniami, próbowali się przecisnąć przez kraty w oknach swoich cel. Jeden zadzwonił do państwowej telewizji, błagając o pomoc. Cały kraj usłyszał w tle rozmowy krzyki płonących więźniów.
Gaszenie pożaru zajęło straży pożarnej ponad trzy godziny, bowiem w trzypiętrowym budynku było przetrzymywanych prawie trzy razy więcej więźniów, niż się w nim mieści – 1900 zamiast 700. Przed nim zebrały się setki członków rodzin, którzy chcieli ratować swoich krewnych. Próbowali się wedrzeć do budynku. Doszło do przepychanek z policją, która kazała zamknąć bramy więzienia, utrudniając akcję gaśniczą.
19 poważnie rannych więźniów odwieziono do oko- licznych szpitali. Ponad 200 więźniów ewakuowano z budynku na podwórze.
– To najpoważniejszy pożar w historii chilijskich więzień – powiedział minister zdrowia Jaime Manalich. Według niego 14 z 19 rannych jest w tak ciężkim stanie, że szanse na ich przeżycie są znikome.
Ofiar śmiertelnych na razie nie udało się zidentyfikować. Według lekarzy prawdopodobnie zmarli wskutek zatrucia dymem. – Ich identyfikacja jest trudna, bowiem kilkunastu więźniów przebywało w celach stworzonych dla najwyżej czterech osób – powiedział szef policji w San Miguel Jaime Concha. Rodziny więźniów do późnego wieczora czekały na informacje o swoich bliskich. Wiele kobiet płakało i krzyczało, sądząc, że nie żyją. – Oto dowód na dramatycznie zły stan naszego więziennictwa – powiedział dyrektor policji więziennej Luis Masferrer.