Liczba ministrów i wiceministrów spadła w piątek z 36 do 17, a liczba resortów z 20 do 15. Stanowiska zachowali premier Mykoła Azarow i dotychczasowi szefowie MSZ, MSW, ministerstw Obrony oraz Sprawiedliwości. Niektórzy zwolnieni ministrowie pokierują innymi resortami. Wicepremierzy otrzymali większe kompetencje. Na przykład były szef sztabu wyborczego Wiktora Janukowycza wicepremier Serhij Tihipko otrzymał dodatkowo tekę ministra polityki społecznej. Bliski współpracownik i krajan Janukowycza Borys Kolesnikow, odpowiadający za przygotowania Ukrainy do Euro 2012, będzie szefem nowego resortu infrastruktury.
Otoczenie prezydenta tłumaczy, że zmiany usprawią funkcjonowanie państwa. Opozycja twierdzi, że przetasowania kadrowe mają służyć interesom kilku oligarchów. – Reforma administracyjna jest Ukrainie potrzebna, ale tworzenie monstrualnych ministerstw nie rozwiąże problemu. Zmiany przygotowano w pośpiechu i z błędami. Z czasem może się okazać, że wszystko trzeba zaczynać od początku – mówi „Rz” kijowski politolog i publicysta Wasyl Zoria.
Opozycyjna Nasza Ukraina zaapelowała do władz w Kijowie, by przestały „mydlić oczy Ukraińcom” i zamiast likwidacji ministerstw wyczyściły swoje szeregi z urzędników skorumpowanych, niekompetentnych i nadużywających stanowiska.
Historycy ubolewają z kolei, że w ramach reformy prezydent rozwiązał Instytut Pamięci Narodowej jako samodzielny organ i podporządkował go premierowi Azarowowi, który „urodził się w Rosji, nie zna języka ukraińskiego i nie dba o ukraińską pamięć”.