„Zadzwoniliśmy do prezydenta i powiedzieliśmy mu, że jesteśmy z nim” – powiedział koptyjski patriarcha w wywiadzie opublikowanym na stronie internetowej egipskiej telewizji publicznej. Wcześniej Szenuda wystąpił przed kamerami, wzywając do spokoju i obrony porządku w kraju.
Od chwili wybuchu zamieszek chrześcijanie, stanowiący około 10 proc. ludności 80-milionowego kraju, żyją w niepewności. Choć demonstracje są organizowane głównie przez ugrupowania laickie i prodemokratyczne, w razie przeprowadzenia wolnych wyborów duże szanse na zwycięstwo mieliby radykalni Bracia Muzułmanie. Ich celem jest zaś państwo islamskie.
– Stanowisko Szenudy mnie nie dziwi, bo czołowi dostojnicy religijni, muzułmańscy i chrześcijańscy są w dobrych stosunkach z Mubarakiem – mówi „Rz” Rime Allaf, ekspertka ds. Egiptu londyńskiego instytutu Chatham House. – Większość zwykłych koptów ma jednak dość obecnych władz – dodaje.
Inne zdanie na ten temat ma Samy Farag, szef Szpitala św. Marka w Kairze. – Potrzebujemy Mubaraka, czujemy się z nim bezpieczniej. Jeśli ustąpi, do władzy mogą dojść partie, o których stosunku do chrześcijan nic nie wiemy – powiedział.
Obawy części koptów wzmacnia fakt, że Egipt stał się niedawno widownią aktów przemocy na tle religijnym. Zamach bombowy z 1 stycznia na kościół w Aleksandrii, w którym zginęły 24 osoby i 97 zostało rannych, wzmógł napięcie pomiędzy koptami a muzułmanami. Według władz ataku dokonali terroryści z Armii Islamu.