Atak na wolność mediów, cenzura, kary grzywny za złe pisanie o rządzie – to główne zarzuty, jakie co najmniej od dwóch miesięcy kieruje pod adresem rządzącego na Węgrzech Fideszu połowa Europy. Unijna komisarz Neelie Kroes wysłała do Budapesztu list w tej sprawie. Wymieniła trzy punkty ustawy, które wzbudziły największe wątpliwości UE. Pierwszy mówi o braku konkretnego wyjaśnienia, co oznacza wymóg „wyważonej informacji” dla blogerów. Drugi – o nakładaniu kar finansowych na media z innych państw członkowskich UE (ale nie węgierskie). Trzeci o tym, że istnieje wymóg rejestracji wszystkich mediów. – Dlaczego UE chce chronić tylko zachodnie media? Byłem rozczarowany tym listem. Te trzy punkty to za mało. W dodatku dla Węgrów nie są one w tej ustawie najważniejsze. Dla nas ważna jest wolność, której nie będzie, jeśli rząd będzie miał pełną kontrolę nad wszystkimi mediami – mówi „Rz” Robert Folkelt, jeden z organizatorów ulicznych demonstracji przeciwko ustawie.

[srodtytul]Jaki kompromis[/srodtytul]

Fidesz miał dwa tygodnie na ustosunkowanie się do zarzutów Komisji Europejskiej. Na początku tygodnia odpisał, że jest gotów wprowadzić w ustawie zmiany. Neelie Kroes natychmiast go za to pochwaliła. – Komisarz jest zadowolona, że władze Węgier są skłonne do dyskusji i jasno wyraziły gotowość do modyfikacji ustawy w razie potrzeby – mówił jej rzecznik Jonathan Todd. Podkreślił, że jego szefowa ma nadzieję, iż nastąpi to w ciągu kilku tygodni. I jeszcze raz powtórzył, że chodzi o trzy punkty wymienione w liście. – Ta ustawa była zewsząd krytykowana. Krzyczano, że naruszamy wolność słowa. Wszystkie protesty opierały się na ogólnikowym haśle „atak na wolne media”. A teraz utwierdzam się w przekonaniu, że ta ustawa nie jest wymierzona w wolne media – mówi „Rz” Gabor Takacs, analityk z prawicowego instytutu Nezoponte. Jego zdaniem dobrze się jednak stało, że dyskusja o ustawie „zeszła na poziom techniczny” i teraz zajmą się nią eksperci i prawnicy. Bo wtedy okaże się, że przeciwnicy nie mają co krytykować. – Prawdopodobnie rząd i KE pójdą na kompromis i znajdą jeden, może dwa punkty do zmiany. Komisja Europejska będzie potem mogła powiedzieć, że poważnie zajęła się sprawą, a rząd – że ustawa była zgodna z unijnymi standardami i jej krytycy nie mieli racji – dodaje.

[srodtytul]Protest w USA[/srodtytul]

Przeciwnicy ustawy liczą jednak na to, że UE na tym nie poprzestanie i zacznie kolejne dochodzenie w tej sprawie. Taka informacja pojawiła się wczoraj na węgierskich portalach. – Na razie Unia pokazała, że nie jest w stanie zająć się tą sprawą. Dlatego dalej będziemy protestować. Zostaliśmy sami – mówi Folkelt. Kilka dni temu na jego demonstrację przyszło około 6 tysięcy osób. Kolejna ma się odbyć 15 marca. Tego dnia przeciwnicy premiera Viktora Orbana mają się też zebrać w Nowym Jorku. – Rząd zmieni ustawę, ale będą to tylko techniczne poprawki – przewiduje. Ale los ustawy może się zmienić, gdy werdykt ogłosi węgierski Sąd Konstytucyjny, który bacznie się jej przygląda. Decyzję ma ogłosić w ciągu kilku miesięcy.