Takich demonstracji nie było w Serbii od lat. Protesty zorganizowała opozycja – Serbska Partia Postępowa Tomislava Nikolicia, jednego z głównych nacjonalistycznych liderów w Serbii, a także ugrupowania socjalistyczne.
Odzew był ogromny. W kraju, gdzie bezrobocie sięga 19 procent, a ceny żywności bez przerwy idą w górę, ludzie są coraz bardziej sfrustrowani. Obiecywana im od kilku lat integracja z UE wciąż jest bowiem daleko przed nimi. W dodatku trzy lata temu Serbia utraciła Kosowo.
W sobotę tłumy demonstrantów przybyły do Belgradu z całej Serbii. Protestujący przyjechali specjalnymi autobusami. „Jesteśmy głodni. Partia Demokratyczna musi odejść” – napisali na transparentach. – Chcemy zmian, wyborów. Chcemy, aby nam się polepszyło. Jesteśmy za Unią Europejską i integracją z Europą, lecz chcemy do nich iść z dumą, a nie jako ubodzy – mówił agencji AFP jeden z demonstrantów. Trzy lata temu Nikolić stał na czele skrajnie nacjonalistycznej Partii Radykalnej. Gdy przegrał wybory prezydenckie z demokratą Borisem Tadiciem, usunął się w cień. Teraz znów ma swoje pięć minut. Jak pokazują sondaże, jego partia depcze po piętach rządzącej Partii Demokratycznej.
Dlatego Nikolić wezwał rząd do rozpisania wcześniejszych wyborów. Chce, by głosowanie odbyło się w ciągu dwóch miesięcy. W przeciwnym razie zagroził, że w kwietniu rozpoczną się wielkie demonstracje. Jako przykład podał Tunezję i Egipt. „Arabski syndrom rozlewa się na Bałkany” – napisał już jeden z portali. Kilka dni temu podobne protesty odbyły się w Albanii.