VI Zjazd Komunistycznej Partii Kuby (16 – 19 kwietnia) zbiega się z 50. rocznicą walk w Zatoce Świń. Odparcie desantu kubańskich uchodźców z Miami wspieranych przez służby USA reżim uczci paradą wojskową. Wyzwania, które stoją przed Kubą, nie mają jednak militarnego charakteru.
Zjazd przyklepnie „reformy" zapowiedziane przez Raula Castro. Przywódca Kuby chce „aktualizacji" modelu, czyli zwiększenia produkcji i poprawy wydajności, ale w ramach socjalizmu. Zjazd ma naprawić błędy ostatniego półwiecza. – Skończył się czas balansowania nad przepaścią – ostrzegł Castro.
Nierentowność państwowych przedsiębiorstw i gospodarstw rolnych już zmusiła reżim do ustępstw na rzecz sektora prywatnego. 130 tys. chłopów dostało ziemię w dzierżawę, 171 tys. osób uzyskało pozwolenia na otwarcie małych firm. Rząd chce, by do 2015 r. 1,8 mln z 5 mln zatrudnionych Kubańczyków pracowało na własny rachunek. Plan ograniczenia zatrudnienia w sferze budżetowej na razie nie wypalił. Do końca marca miało zostać zlikwidowanych pół miliona miejsc pracy, ale Raul Castro przyznał, że to się nie udało.
Na zmiany polityczne nie liczy nikt. Będzie symboliczna rezygnacja Fidela Castro ze stanowiska pierwszego sekretarza KPK – ostatniego, jakie mu pozostało po wycofaniu się ze sceny politycznej w 2006 r. z powodu choroby. Może trochę odmłodnieje Biuro Polityczne i KC, gdzie średnia wieku wynosi ponad 70 lat. I to wszystko
Opozycji żadna „aktualizacja" nie satysfakcjonuje. Chce reform z prawdziwego zdarzenia. – Zjazd to tylko jedna z form sprawowania władzy przez reżim na Kubie. Do niczego nie prowadzi, nie przynosi nigdy żadnych rezultatów, jego jedynym celem jest zapewnić trwanie dyktatury – mówi „Rz" Eleno Oviedo, który spędził 26 lat w więzieniu na Kubie, a teraz działa w organizacji Plantados Until Freedom and Democracy in Cuba w Miami.