Ze wszystkich prowincji do La Paz ściągnęły tysiące pracowników budżetówki. Mówią, że nie ruszą się spod pałacu Eva Moralesa, aż spełni ich żądanie. Czyli podniesie płacę minimalną (równowartość 80 euro) o 15 procent, a nie o 10, jak proponuje rząd.
W ostatnim czasie podstawowe artykuły żywnościowe zdrożały w Boliwii nawet trzykrotnie. Protestuje cały kraj. Niezadowoleni pracownicy blokują drogi i toczą boje z policją, po których zapełniają się szpitale i areszty.
Za kamienie chwycili wiejscy nauczyciele. Zablokowali nimi przed weekendem drogę z La Paz do Oruro. Gdy policja próbowała usunąć przeszkody, doszło do walk. Sześciu nauczycieli zostało rannych, dziesięciu znalazło się za kratkami. Protestujący próbowali spalić żywcem dwóch policjantów na motorach. Stróże porządku wyładowali złość na dziennikarzach relacjonujących protesty. Próbowali odebrać siłą aparaty fotoreporterom, by skasować zdjęcia pokazujące ich brutalne ataki na manifestantów.
Przeciw prezydentowi zwróciła się jego dawna sojuszniczka, centrala związkowa COB. – Evo Morales przeżywa trudne chwile, bo nie słuchał COB. Musi się ugiąć, by przetrwać – mówił cytowany przez agencję DPA były związkowiec Filemón Escobar, mentor boliwijskiego przywódcy.