O tym, że aresztowani terroryści samodzielnie wykonali bombę i doprowadzili do jej wybuchu 11 kwietnia na stacji metra Kastrycznickaja, minister spraw wewnętrznych Anatol Kuliaszou powiedział dziennikarzom w drugim dniu świąt wielkanocnych. W tym samym dniu w szpitalu zmarł kolejny poszkodowany w zamachu mieszkaniec białoruskiej stolicy. Tym samym liczba ofiar śmiertelnych wybuchu wzrosła do 14 osób. – Sprawcy szykowali jeszcze trzy zamachy bombowe – oznajmił Kuliaszou.
„W interesie śledztwa" odmówił jednak podania szczegółów. Zapewnił jednocześnie, że udział w zamachu ślusarza, tokarza oraz dziewczyny, starszego brata i ojca jednego z nich „nie budzi wątpliwości". Wszyscy pochodzili z Witebska. – Mamy dostatecznie dużo dowodów, by udowodnić ich winę w sądzie – oświadczył Kuliaszou, przyznając jednak, że wciąż nie jest znany motyw zamachowców. Właśnie z wyjaśnieniem powodów, dla których młodzi ludzie (główni podejrzani mają po 25 lat) przeprowadzili najkrwawszy w historii niepodległej Białorusi zamach terrorystyczny, śledczy mają największy kłopot.
Przemawiający 21 kwietnia do narodu Aleksander Łukaszenko przyznał, że nie udało się ustalić związków zamachowców ani ze światem przestępczym, ani z politykami. Wcześniej jednak to właśnie Łukaszenko sugerował śledczym, by dokładnie zbadali trop wiodący do opozycji. Polecenie prezydenta nie ma oparcia w dowodach, ale ma potężne wsparcie propagandowe w postaci publikowanych w państwowych mediach sugestii. Jest więc również starannie wykonywane przez białoruskie służby specjalne. Kampanię ścigania przeciwników reżimu w związku z zamachem opozycyjne media białoruskie już okrzyknęły polowaniem na czarownice. Jedna z ostatnich ofiar tego polowania to działacz Białoruskiego Frontu Narodowego (BNF) Aleś Kalita. Aresztowano go pod zarzutem udziału w bójce, gdy jechał pociągiem z Ukrainy na pogrzeb dziadka.
W poniedziałek Kalitę skazano na dziesięć dni aresztu, ale nie za bójkę, lecz za rzekome przeklinanie w miejscu publicznym. Zdaniem kolegów Kality z BNF w areszcie zostanie przesłuchany w sprawie zamachu, gdyż odbywał zasadniczą służbę wojskową w tej samej jednostce wojskowej co jeden z terrorystów. – Nie wiem niczego o żadnych dodatkowych zatrzymaniach i przesłuchaniach w tej sprawie – zaprzeczył, pytany przez dziennikarzy o przyczyny prześladowania opozycjonistów, Anatol Kuliaszou. Tymczasem oskarżony w sprawie o organizację masowych zamieszek po wyborach prezydenckich 19 grudnia lider opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej (ZPO) Anatol Lebiedźko potwierdza w rozmowie z „Rz", że został wezwany na przesłuchanie do prokuratury w sprawie zamachu w charakterze świadka. – Dla mnie to wezwanie jest absurdem, ale rozumiem intencję władz – mówi nam opozycyjny polityk. Zdaniem Lebiedźki władza nie potrafi znaleźć powiązań opozycji z zamachem, ale chce, by opozycjoniści nieustannie czuli „jej oddech na plecach".
Poza liderem ZPO w sprawie zamachu ma być przesłuchany także były kandydat na prezydenta z Partii BNF (Białoruski Front Narodowy) Ryhor Kastusiou. Śledczy chcieliby też przesłuchać byłego kandydata na prezydenta Aleksandra Milinkiewicza, który na łamach „Rz" przewidywał rozpoczęcie nagonki na opozycję w związku z zamachem. Z informacji uzyskanych w otoczeniu Milinkiewicza wynika jednak, że obecnie przebywa on za granicą i nie stawi się na wezwanie śledczych.