Siły lojalne wobec Muammara Kaddafiego wciąż utrzymywały wczoraj kontrolę nad Bani Walid, Syrtą, Sabhą i kilku innymi miejscowościami na południu kraju. – Oddziały kaddafistów, które obserwujemy, nie znajdują się w totalnej rozsypce. Wycofują się w sposób zorganizowany – mówił rzecznik NATO, pułkownik Roland Lavoie.
Obalony dyktator wezwał wczoraj swych zwolenników do oporu. – Nie jesteśmy kobietami i będziemy kontynuować walkę. Niech Libia stanie w płomieniach! – wołał.
Przedstawiciele NATO starają się przekonać rebeliantów, by oszczędzali cywilów, atakując miasta lojalne wobec Kaddafiego. Jeżeli po upływie terminu ultimatum danego przez rebeliantów kaddafistom powstańcy zaczną ostrzeliwać na oślep Syrtę i Sabhę, NATO może znaleźć się w szczególnie niewygodnej sytuacji. Zgodnie z rezolucją ONZ miałoby wtedy obowiązek bronić cywilów wiernych upadłemu dyktatorowi.
Odpowiadając na sugestie sojuszu, rebelianci podjęli negocjacje z przywódcami plemiennymi w Syrcie, by przejąć miasto bez rozlewu krwi. Rozmowy zakończyły się jednak wczoraj fiaskiem i powstańcza Rada Narodowa przesunęła termin ultimatum dla kaddafistów z 3 na 10 września.
Poszczególne części libijskiej stolicy kontrolują grupy rebelianckie pochodzące z różnych części kraju i często ze sobą skłócone. Dowódcą całych sił powstańczych został islamista Abdelhakim Belhadż, jeden z byłych liderów Libijskiej Islamskiej Grupy Bojowej uznawanej przez Zachód za ugrupowanie terrorystyczne powiązane z al Kaidą. Część grup powstańczych odnosi się do niego nieufnie.