Jeszcze do niedawna Niemcy uchodziły za kraj o stosunkowo niskich czynszach. Zwłaszcza Berlin, atrakcyjna metropolia w centrum Europy przyciągając tysiące imigrantów z całego świata. To się jednak w szybkim tempie zmienia. W tej chwili Niemcy wydają ponad jedną trzecią swych dochodów na czynsz. To średnia. W Monachium czy Hamburgu jest to znacznie więcej. Przy tym zaledwie 40 proc. Niemców ma własne mieszkania. W Berlinie odsetek ten jest jeszcze niższy. Podobnie w Frankfurcie czy Moguncji. Zdecydowana większość Niemców skazana jest więc na wynajem.
Fakt, że wielu obywateli zmienia często miejsce zamieszkania pogarsza nieco sytuację, gdyż przy zmianie lokatora właściciel podwyższa z reguły czynsz, nierzadko o 40 proc. Obradujący dzisiaj w Monachium Niemiecki Związek Najemców domaga się wprowadzenia górnej granicy takich podwyżek. Mowa jest o 10 procentach. Położenie najemców pogarsza jednak sytuacja na rynku nieruchomości mieszkalnych. Ocenia się, że równowaga na rynku zapewniona jest w chwili gdy przynajmniej 3 proc. mieszkań stoi pustych. Tymczasem w Hamburgu pustych jest zaledwie 0,7 proc. mieszkań a w Monachium 0,6 proc. Takiej sytuacji nie było od 20 lat.
W Berlinie gdzie do niedawna ceny mieszkań były wyjątkowo niskie pojawili się inwestorzy z niemal całego świata wykupując tysiące lokali w charakterze lokaty kapitału. Podwyższyło to znakomicie czynsze. Wprawdzie w Berlinie powstają nowe mieszkania ale luksusowe niedostępne dla przeciętnych mieszkańców.