Korespondencja z Hiroszimy
Spotkałyśmy się przy skwerze w parku, gdzie co roku, 6 sierpnia, w rocznicę zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę, rozbrzmiewa dzwon pokoju. 76-letnia kobieta, w jaskrawo żółtej bluzce i butach na wysokich obcasach, nijak nie pasowała do tego, jak by można sobie wyobrażać hibakusha – tak w Japonii nazywa się ocalałych po ataku atomowym.
Keiko Ogura miała mówić o tragedii sprzed 68 lat. Jednak w dniu, gdy po raz pierwszy w historii ludzkości użyto bomby nuklearnej, ta opowieść się nie kończy, a dopiero zaczyna, zaplatając życie Keiko z losami pewnej japońskiej dziewczynki, austriackiego Żyda i szefa dyplomacji PRL, który pewnie nigdy się nie dowiedział, jak wiele przypadkowo zmienił.
Godzina 8.16
W 1945 r. Keiko miała osiem lat. 6 sierpnia rano jej ojciec stwierdził, że nie chce, żeby szła do szkoły. Powiedział, że ma złe przeczucia. Amerykanie prowadzili największe od początku wojny bombardowania japońskich miast, a licząca 350 tys. mieszkańców portowa Hiroszima dotąd pozostawała praktycznie nietknięta.
Wszyscy, którzy przeżyli tamten dzień, wspominają, że zaczął się od pięknego, bezchmurnego poranka.