– Wkrótce po kapitulacji w Japonii zaczęła działać japońsko-amerykańska komisja, której zadaniem było ustalenie, jakie skutki dla zdrowia ludzi ma wybuch bomby atomowej – mówi Hugh Gustersin z George Mason University. Podkreśla, że komisja nie miała leczyć, ale jedynie obserwować reakcje na radiację.
Wedle japońskiej legendy żurawie żyją tysiąc lat, a osoba, która zachoruje, jeśli z origami zrobi ich tysiąc, wyzdrowieje. Sadako zdążyła ich zrobić 644, część z opakowań po lekarstwach. Większość tych maleńkich papierowych ptaków włożono do jej trumny, ale kilka rodzice podarowali uczniom z jej klasy. Rok temu jeden z żurawi Sadako trafił do muzeum w Pearl Harbor.
Keiko bardzo długo nie była w stanie opowiadać o tym, co widziała w Hiroszimie. Przez lata w snach widywała twarze ludzi, którym dała wodę. Keiko: – Nie pomagało też to, że ofiary z Hiroszimy i Nagasaki ukrywały swą przeszłość, bo ludzie się ich bali. Kobiety nie mogły znaleźć mężów, bo obawiali się, że urodzą im chore dzieci.
Pierwszym, który opowiedział światu o tym, co się wydarzyło w Hiroszimie, ale nie przed, tylko po wybuchu bomby atomowej, był Robert Jungk, Austriak pochodzenia żydowskiego. „Gdy po raz pierwszy stamtąd wyjeżdżałem, byłem już innym człowiekiem. Chciałem to wszystko opisać nie tylko dlatego, że to ciekawe, ale przede wszystkim dlatego, że to esencja człowieczeństwa i możliwe, że najważniejsza lekcja na przyszłość" – pisał Jungk. „Dzieci z popiołów", jego pierwszą książkę o Hiroszimie, przetłumaczono na kilkanaście języków. Jeden z rozdziałów poświęcił małej Sadako, najbardziej w jego opinii niewinnej ofierze wojny.
O „Dzieciach z popiołów" stało się głośno dzięki debacie, którą wywołał minister spraw zagranicznych Adam Rapacki, składając w 1957 r. na forum ONZ propozycję utworzenia strefy bezatomowej w Europie Środkowej. Plan, który uderzał w równowagę sił w regionie, osłabiając NATO, wprawdzie przepadł, ale podczas dyskusji o rozbrojeniu często przywoływano książkę Jungka i doświadczenie Hiroszimy. Keiko: Jungkowi artykuły i książki nie wystarczały. Chciał działać. Ale zmarł jego współpracownik i przyjaciel, mój mąż, który był dyrektorem Muzeum Pokoju. Robert zadzwonił i powiedział, że muszę mu pomóc. Ja, pogrążona w żałobie? Ja, która nigdy nie opowiedziałam swej historii?