Premier Renzi rozdaje Włochom pieniądze

Po tysiąc euro dla zarabiających najmniej. Matteo Renzi zapowiada rozdawanie kosztownych prezentów i rozpoczyna rewolucyjne reformy.

Publikacja: 22.03.2014 18:00

Młody premier, nowy styl: z jednej strony troska o najbiedniej-szych, z drugiej – polityczny spryt

Młody premier, nowy styl: z jednej strony troska o najbiedniej-szych, z drugiej – polityczny spryt

Foto: Rzeczpospolita

Red

Korespondencja ?z Rzymu

Renzi, najmłodszy w historii szef włoskiego rządu (39 lat), do bólu elokwentny, zarażający energią i entuzjazmem, przedstawił Włochom plany epokowych zmian. Podczas prezentacji co chwila na ogromnym ekranie pojawiały się kolorowe hasła i ilustracje oglądane dotąd wyłącznie w spotach reklamowych.

Ponadgodzinny spektakl złośliwi porównali do telewizyjnej sprzedaży dywanów, a krytycy zarzucili, że premier handluje propagandowymi sloganami. Ale wszyscy przyznają, że sypiący anegdotami Renzi, z jedną ręką na tablecie, a drugą w kieszeni, zrewolucjonizował styl przekazu politycznego i tchnął w Italię sporo entuzjazmu. Na pewno nie sposób było się nudzić.

Miliard tu, miliard tam

Renzi rozpoczął show od fajerwerków: biedni dostaną po 1000 euro rocznie! Oczywiście nie każdy, ale ci, którzy zarabiają poniżej 1500 euro netto miesięcznie. A chodzi, bagatela, o 10 mln osób.

Ludzie ci będą płacić mniejszy podatek dochodowy, co przełoży się na ok. 80 euro więcej w portfelu miesięcznie, i to już od maja. To 1000 euro w skali roku. Licząc inaczej, chodzi o natychmiastową 7,5–10-procentową podwyżkę płac. Jak łatwo wyliczyć, koszt operacji to 10 mld euro.

Drobni i średni przedsiębiorcy, czyli sól włoskiej gospodarki, też dostaną prezent. Już od maja będą płacić ?o 10 proc. mniej za energię. ?O 10 proc. będzie również obniżony podatek od działalności gospodarczej. Największe wrażenie robi jednak obietnica spłaty zadłużenia administracji publicznej wobec przedsiębiorców do lipca tego roku.

A chodzi w sumie aż o ?90 mld euro, co pozwoli zapłacić wszystkim czekającym ponad sześć miesięcy na swoje pieniądze. Od kilku lat państwo nie wywiązywało się ze swoich zobowiązań, ale bezwzględnie ściągało horrendalne daniny (presja fiskalna w przypadku przedsiębiorców to 54 proc., o 20 proc. więcej niż unijna średnia), co doprowadziło wiele firm do upadku, a ponad 100 przedsiębiorców do samobójstwa. Zalegają władze wszystkich szczebli, najważniejsze instytucje, a nawet Senat i Izba Deputowanych. Co gorsza, niewypłacalność administracji publicznej, jako że chodzi o sumy ogromne, wywołała efekt domina i dziś praktycznie nikt nie płaci faktur na czas.

Reakcje na te i inne obietnice są bardzo różne. Spece od wizerunku mówią o majstersztyku. Susanna Camusso, szefowa największej centrali związkowej CGIL, odwołała groźby strajkowe, mówiąc: „Mamy teraz powody do świętowania".

Co innego klientela wyborcza byłego premiera Silvia Berlusconiego. Drobni przedsiębiorcy, sklepikarze i rzemieślnicy powiadają: „My też chcielibyśmy tysiąc euro". Bogatsi przemysłowcy, rolnicy i ludzie wolnych zawodów obawiają się, że to oni w sporej części będą musieli złożyć się na prezent Renziego dla najmniej zarabiających.

Renzi i minister gospodarki i finansów Pier Carlo Padoan zapewniają, że na wszystko jest pokrycie. Budząca najwięcej wątpliwości spłata ogromnego zadłużenia administracji ma być owocem skupowania jej długów w bankach przez Kasę Depozytów i Pożyczek (obligacjami) i uwolnienia funduszy zamrożonych przez biurokrację i restrykcje tzw. paktu stabilizacyjnego.

Co pójdzie pod nóż?

Liczni krytycy uznali to za finansowe czarnoksięstwo. Poza tym Renzi, wbrew temu, co jego poprzednicy ustalili z Unią, zapowiedział zwiększenie deficytu budżetowego z 2,6 do 3 proc. PBK, na co już krzywią się komisarz Olli Rehn i Europejski Bank Centralny.

A jeśli chodzi o te parametry, we Włoszech rządzi Bruksela, bo jesienią 2011 r., w apogeum kryzysu i spekulacji włoskimi papierami dłużnymi, będący pod ścianą Berlusconi praktycznie oddał Brukseli finansową niezależność. Oprócz utrzymania dyscypliny finansowej Unii przede wszystkim chodzi o to, by Włochy stopniowo redukowały ogromny dług publiczny (2100 mld euro, 132 proc. PKB).

Premier przysięga, że nie podniesie żadnych akcyz i podatków, poza oprocentowaniem zysków z ulokowanego kapitału z 20 do 26 proc., więc po kieszeni dostaną rentierzy. Reszta pieniędzy ma pochodzić z obniżenia kosztów funkcjonowania państwa.

Pomijając zagrania pod publiczkę, takie jak aukcja internetowa 100 rządowych limuzyn, obniżenie kłujących w oczy uposażeń menedżerów przedsiębiorstw państwowych i „złotych" emerytur, Renzi, bez względu na efekty planów i obietnic, zapewne już niebawem przejdzie do historii jako wielki reformator życia politycznego Włoch.

Choć mówiło się o tym od lat (Berlusconi), dopiero Renzi zabrał się do likwidacji niepotrzebnej administracyjnej sieci prowincji (powiatów). Jako pasożyty na organizmie państwa i kieszeni podatników po prostu znikną.

Identycznie sprawy miały się z likwidacją Senatu. Renzi już się do tego zabrał. Przekształci go w reprezentację regionów (odpowiedników województw), która będzie się zajmować swoimi sprawami. W gremium na kształt niemieckiego Bundesratu, choć pewnie zachowa nazwę Senat, zasiądzie 120–150 oddelegowanych radnych i burmistrzów (obecnie jest 315 senatorów).

Jak podkreśla Renzi, nowi senatorzy nie będą z tytułu zasiadania w Senacie pobierać wynagrodzenia, bo już zarabiają jako radni lub burmistrzowie. Siłą rzeczy nie będzie już wyborów do Senatu. Reforma przyniesie oszczędności kilkuset milionów euro rocznie, ale przede wszystkim przyspieszy o połowę proces legislacyjny. W tej chwili ustawy wymagające zmian w konstytucji (jak ta, którą Renzi wniesie o likwidację Senatu) muszą być poddawane pod głosowanie w każdej izbie po dwa razy w odstępie co najmniej trzech miesięcy, a w drugim głosowaniu wymagana jest większość 2/3 głosów. Inne ustawy też wymagają przejścia przez obie izby.

Co więcej, wobec różnych ordynacji wyborczych dla Izby Deputowanych i Senatu zwycięzca wyborów mógł dotychczas dzięki premii zawsze liczyć w izbie niższej na większość, ale w Senacie większość mogła mieć opozycja (przypadek zwycięzcy ubiegłorocznych wyborów Piera Luigi Bersaniego, który w efekcie musiał złożyć broń lewicowo-prawicowy rząd koalicyjny).

Wobec tego Renzi, któremu w sprawie ordynacji wyborczej mogło zabraknąć szabel, ku oburzeniu towarzyszy w Partii Demokratycznej dogadał się z Berlusconim, by tę ordynację zmienić. Dotyczy to tylko Izby Deputowanych, bo Senat i tak ma być zreformowany. Dla koalicji, która osiągnie 37 proc. głosów, przewiduje się 55 proc. miejsc, czyli umożliwia się jej sprawne rządzenie.

Jeśli nikt takiego rezultatu nie osiągnie, dojdzie do dogrywki między dwoma najmocniejszymi ugrupowaniami. To istotne, bo we włoskiej rzeczywistości, w której interes partyjny bierze zawsze górę nad instynktem państwowym, rządy koalicyjne, jak ostatni Enrica Letty, są rządami kłótni.

Co nie mniej ważne, Berlusconi z Renzim, dogadując się w sprawie ordynacji, zadbali o to, żeby im się pod nogami nie pałętał partyjny drobiazg. Ustalili próg wyborczy na 4,5 proc. dla partii i aż 12 proc. dla koalicji. Oznacza to, że ktokolwiek wygra następne wybory, nie będzie musiał płacić haraczu politycznego kanapowym partyjkom, bo pełnią rolę języczka u wagi. Przez lata była to plaga włoskiej polityki.

Sojusze z opozycją

Plan 1000 euro dla biednych, spłata długów administracji publicznej, likwidacja prowincji i Senatu, zapewnienie państwu stabilnych rządów – wszystko już w toku. Mimo zastrzeżeń, efekt trzech tygodni rządów, rozmach i tempo muszą imponować. A Renzi mówi, że to tylko początek. Równie imponujące są polityczny spryt i pragmatyzm nowego premiera.

W parlamencie premier ma dwie większości. Jedna to posłowie i senatorowie z koalicji rządzącej. Druga to – jak w przypadku ordynacji wyborczej i reform konstytucyjnych – sojusz z będącym w opozycji Berlusconim. Gdy wybuchł bunt lewicy na tle braku parytetu płciowego na listach wyborczych, dzięki szablom Berlusconiego udało się przegłosować nową ordynację wyborczą.

Korespondencja ?z Rzymu

Renzi, najmłodszy w historii szef włoskiego rządu (39 lat), do bólu elokwentny, zarażający energią i entuzjazmem, przedstawił Włochom plany epokowych zmian. Podczas prezentacji co chwila na ogromnym ekranie pojawiały się kolorowe hasła i ilustracje oglądane dotąd wyłącznie w spotach reklamowych.

Pozostało 96% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021