Reklama

Ebola sieje już panikę w Europie i Ameryce

Pierwszy przypadek infekcji wirusem Ebola poza Afryką podważył zaufanie do służby zdrowia w Hiszpanii.

Publikacja: 08.10.2014 02:00

Karetka w Oslo wiezie do szpitala chorą wolontariuszkę

Karetka w Oslo wiezie do szpitala chorą wolontariuszkę

Foto: AFP/NTB Scanpix

Ofiarą choroby padła 40-letnia pielęgniarka, która w madryckim szpitalu im. Karola III pełniła dyżury przy hiszpańskim misjonarzu Manuelu Garcíi Viejo, jednym z dwóch duchownych, którzy po zakażeniu zostali przywiezieni z Sierra Leone i zmarli pod koniec września. Stan chorej lekarze ocenili jako stabilny, kwarantannie poddany został też jej mąż.

We wtorek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o izolowaniu dwóch kolejnych osób i obserwacji około 30 ludzi, którzy mogli mieć kontakt z chorą. Przypadek pielęgniarki wzbudził powszechne kontrowersje i obawy, bowiem zakażeniu uległa osoba stosująca odzież ochronną i przestrzegająca ostrych zasad higieny. Opozycja zażądała przesłuchań minister zdrowia Any Mato.

Sprawa zakażenia pielęgniarki odbiła się szerokim echem także poza Hiszpanią. Komisja Europejska wystosowała list do rządu Hiszpanii, domagając się wyjaśnień na temat okoliczności infekcji w warunkach szpitalnych. Zdaniem instytucji unijnych brak poczucia bezpieczeństwa nawet w instytucjach służby zdrowia podsyca niepokój społeczeństwa.

Nie był to pierwszy przypadek eboli w Europie. Wcześniej chorobę wykryto u pacjentów we Francji, Wielkiej Brytanii, a ostatnio w Norwegii. Wszystkie te osoby zostały jednak zakażone podczas pobytu w Afryce.

W ubiegłym tygodniu prawdziwą panikę wywołała w Stanach Zjednoczonych wiadomość o pierwszym chorym, u którego potwierdzono chorobę przywleczoną z Liberii. Będący obecnie w krytycznym stanie Thomas Eric Duncan przebywa w Szpitalu Prezbiteriańskim w Dallas. Jego przypadek przeraził mieszkańców Teksasu, bowiem początkowo lekarze nie rozpoznali choroby i odesłali chorego do domu, zalecając mu jedynie przyjmowanie antybiotyków. Po ostatecznej – choć spóźnionej – diagnozie trwają gorączkowe poszukiwania osób mogących mieć z nim kontakt. Tymczasem jego sąsiedzi informują o poważnych zaniedbaniach odpowiednich służb. Jak się okazuje, nawet dezynfekcja mieszkania Duncana odbyła się dopiero trzy dni po wykryciu choroby. Rick Perry, gubernator Teksasu, ostrzegł, że zagrożone mogą być szkoły, bowiem przed trafieniem do szpitala chory miał kontakt z co najmniej pięciorgiem dzieci.

Reklama
Reklama

Atmosferę strachu wzmagają nieodpowiedzialne publikacje medialne, zwłaszcza pochodzące z regionów dotkniętych epidemią. Lekarze protestują przeciwko artykułom takim jak opublikowana przez liberyjską gazetę „Daily Observer" rzekoma relacja o prostytutce, która jakoby zaraziła wirusem Eboli ośmiu żołnierzy. Wszyscy oczywiście zmarli. Historia jest prawdopodobnie wyssana z palca (zakażenie drogą płciową przez osobę niewykazującą objawów choroby jest mało prawdopodobne), jednak powtarzana bezrefleksyjnie przez inne media wzbudza lęk.

Coraz częstsze stają się fałszywe alarmy wywołane bezpodstawnymi podejrzeniami. Na lotnisku Piarco na Trynidadzie wybuchła panika po tym, jak rozniosła się plotka o obecności na pokładzie lotu z Miami człowieka, który „mógł mieć kontakt z osobą chorą". W rzeczywistości nic takiego nie miało miejsca, a przyczyną fałszywego alarmu stały się zapewne przygotowania do ewentualnego wykrycia choroby ogłoszone na Florydzie i badanie dwóch osób podejrzanych o infekcję (choroby nie wykryto). Zdarza się, że pasażerowie samolotów żądają odizolowania przybyszów z Afryki, nawet jeśli pochodzą z państw, w których nie zanotowano żadnego przypadku choroby.

Kolejnym powodem strachu jest brak leku wspomagającego walkę z infekcją. Do tej pory nadzieję na wyleczenie pacjentów dawały eksperymentalne i niewprowadzone jeszcze do obrotu specyfiki opracowane przez laboratoria Mapp Biopharmaceutical z USA (ZMapp) oraz przez kanadyjską firmę Tekmira. ZMapp przyjmowali amerykańscy medycy, którzy powrócili do zdrowia po infekcji podczas akcji ratowniczej w Afryce Zachodniej (nie ma jednak dowodu, że był to rzeczywiście efekt terapii, a nie samoistne wyleczenie).

Jak poinformował Dr Thomas Frieden, dyrektor Amerykańskiego Centrum Leczenia i Prewencji Chorób (CDC), wszystkie zasoby ZMapp zostały już zużyte, a kanadyjski specyfik „jest bardzo trudny w dawkowaniu i jeszcze mniej zbadany". Leku nie wystarczyło dla Thomasa Erica Duncana i z pewnością nie otrzymają go już ewentualni kolejni chorzy.

Ofiarą choroby padła 40-letnia pielęgniarka, która w madryckim szpitalu im. Karola III pełniła dyżury przy hiszpańskim misjonarzu Manuelu Garcíi Viejo, jednym z dwóch duchownych, którzy po zakażeniu zostali przywiezieni z Sierra Leone i zmarli pod koniec września. Stan chorej lekarze ocenili jako stabilny, kwarantannie poddany został też jej mąż.

We wtorek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o izolowaniu dwóch kolejnych osób i obserwacji około 30 ludzi, którzy mogli mieć kontakt z chorą. Przypadek pielęgniarki wzbudził powszechne kontrowersje i obawy, bowiem zakażeniu uległa osoba stosująca odzież ochronną i przestrzegająca ostrych zasad higieny. Opozycja zażądała przesłuchań minister zdrowia Any Mato.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Reklama
Świat
ONZ zmęczona własnymi raportami. Sekretarz generalny chce ograniczenia biurokracji
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1257
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1256
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1255
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1254
Reklama
Reklama