Trudno sobie wyobrazić, żeby teraz, w czasie rosyjskiej agresji na Ukrainie, Władimir Putin dostał zaproszenie do odwiedzenia Stanów Zjednoczonych. Nie jest co prawda na czarnej liście Rosjan i prorosyjskich Ukraińców, którym nie wolno wjeżdżać na Zachód, ale stosunki między między Waszyngtonem i Moskwą są wyjątkowo chłodne.
Niemile widziani na ziemi amerykańskiej przywódcy obcych państw mają jednak szansę pojawić się w USA i wygłaszać tam dowolne tezy, także antyamerykańskie. Umożliwia im to przyjazd na sesję Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, która odbywa się we wrześniu w Nowym Jorku.
Dzisiejszy moskiewski "Kommiersant" pisze, że Władimir Putin ma zamiar się pojawić właśnie na takiej sesji w nowojorskiej siedzibie ONZ. Gazeta uzyskała potwierdzenie tej informacji w dwóch źródłach bliskich Kremlowi i jednym związanym z ONZ.
Oficjalnie rzecznik Putina Dmitrij Pieskow mówi, że "ostateczna decyzja jeszcze nie została podjęta" (do września jest sporo czasu). Sesja jest jubileuszowa - 70. - i już wiadomo, że przybędzie na nią wielu przywódców, w tym papież Franciszek. Pieskow podkreślił, że jubileuszowy charakter sesji nie wpływa na to, czy pojawi się na nim rosyjski przywódca. Zależy to natomiast od "sytuacji międzynarodowej".
Można przypuszczać, że zależy przede wszystkim od stanu stosunków Zachodu z Rosją, z jakim będziemy mieli do czynienia w lecie, gdy trzeba będzie podjąć ostateczną decyzję o uczestnictwie w sesji. A stan ten będzie w znacznym stopniu zależny od poczynań Moskwy na Ukrainie i całej Europie Wschodniej.