Dla Rumunki Monici Lupu nazwa kraju, który będzie jej nową ojczyzną, nie ma aż takiego znaczenia. Byle wyjechać z Bukaresztu na Zachód.
– Wszystkim rządzą tu układy, postkomuniści wszystko kontrolują, nie ma perspektyw – mówi „Rz" czterdziestoletnia informatyczka.
Na pierwszy rzut oka najnowsze dane Eurostatu nie potwierdzają takiego pesymizmu. W II kw. tego roku rumuńska gospodarka rozwijała się w tempie 4,6 proc. w skali roku. To szybciej niż Polska (4,1 proc.), choć z wyraźnie niższego poziomu.
Ale przy podejmowaniu życiowych decyzji od statystyk większe znaczenie ma subiektywne odczucie perspektyw kraju. A to zdecydowanie nie napawa optymizmem. Z opublikowanego parę tygodni temu raportu OECD wynika, że prawie co szósty Rumun (17 proc.) podziela plany Lupu i deklaruje chęć wyjazdu. To nie są tylko teoretyczne rozważania: zdaniem paryskiej organizacji emigrację wybrało już 3,6 mln mieszkańców kraju (minister ds. diaspory Natalia-Elena Intotero mówi nawet o 5,6 mln). Przy katastrofalnym wskaźniku płodności (tylko w ub.r. liczba zgonów przewyższała liczbę urodzeń o 75 tys.) musi to prowadzić do wyludnienia kraju.
Rzeczywiście, o ile jeszcze w roku 2000 w Rumunii mieszkało 22,4 mln osób, o tyle dziś jest ich tylko 19,5 mln. To tak, jakby Polska straciła w ciągu ostatnich 20 lat 6 mln obywateli!