Białoruskie media rządowe starannie usiłują przekonać rodaków, że w zmuszonym w niedzielę do lądowania samolocie pasażerskim do Wilna z Aten leciał tak naprawdę nie współtwórca głównego opozycyjnego medium (kanału Nexta w komunikatorze Telegram), lecz terrorysta, najemnik, a nawet nazista.
Białoruskie KGB twierdzi, że w 2014 r. walczył po stronie Ukrainy w Donbasie w nacjonalistycznym batalionie „Azow". Publikuje zdjęcia, które według tamtejszej bezpieki mają pochodzić z telefonu komórkowego Pratasiewicza. Na zdjęciach widać młodego człowieka pozującego w kamizelce kuloodpornej z karabinem w ręku. Ale nikt z bliskich czy znajomych Ramana Pratasiewicza nie potwierdził autentyczności tych zdjęć. Wiadomość została rozkolportowana przez wszystkie rządowe media na Białorusi, ale też podchwycona przez propagandę Kremla.
– W historii z zatrzymaniem Pratasiewicza pojawił się ciekawy kazus. Okazuje się, że wielu polityków stanęło w obronie obywatela, który jest członkiem neonazistowskiej formacji – pisze w czwartek czołowy rosyjski dziennik „Argumenty i Fakty". Tymczasem założyciel batalionu „Azow" Andrij Biłecki w ukraińskich mediach potwierdził, że Pratasiewicz był w 2014 r. na wschodzie Ukrainy. – Jego bronią, jako dziennikarza, był jednak nie karabin, lecz słowo – komentował.
– Mój syn w Donbasie wykonywał obowiązki dziennikarskie, ma mnóstwo zdjęć i reportaży stamtąd. A to, co mówią władze Białorusi, jest propagandą – mówi „Rzeczpospolitej" Dzmitry Pratasiewicz, ojciec aresztowanego w niedzielę dziennikarza. – Został aresztowany niewinny człowiek, więc postanowiono wykreować mu negatywny wizerunek, przedstawić jako wroga – dodaje. Wraz z żoną musiał opuścić ojczyznę, wyjechali do Polski. Jak twierdzi, ze względów bezpieczeństwa nie mogli dłużej przebywać na Białorusi.
Niezależny białoruski portal Nasza Niwa dotarł do byłego żołnierza batalionu „Azow" (zastrzegł anonimowość), który potwierdził, że Pratasiewicz był na terenie ich obozu szkoleniowego, ale nie był zaangażowany w żadne operacje wojenne. – Kręcił się tam, robił zdjęcia z bronią na poligonie – wspomina rozmówca Naszej Niwy.