Prezydent Dilma Rousseff mianowała w środę swojego poprzednika i politycznego mentora szefem swojej kancelarii. Kilka godzin po tym jak wieść o nominacji rozeszła się po kraju, demonstranci ruszyli pod pałac prezydencki.
Policja musiała rozpędzać kilkutysięczną, spontaniczną manifestację gazem łzawiącym i granatami hukowymi. Pod domem charyzmatycznego Luiza Inacia Luli da Silvy kordon policji usiłował rozdzielić jego zwolenników i przeciwników.
Zaledwie kilka dni wcześniej, w niedzielę, przez ponad 200 miast Brazylii przetoczyły się kilkumilionowe manifestacje przeciw obecnej prezydent. Teraz wzburzenie wywołała zarówno nominacja, jak i towarzyszące jej opublikowanie przez sędziego śledczego podsłuchu rozmowy obecnej prezydent i byłego szefa państwa. Wynika z niej, że Dilma Rousseff chce chronić swego politycznego nauczyciela przed śledztwem w sprawie korupcji. Według brazylijskiego prawa szef prezydenckiej kancelarii może stawać tylko przed Sądem Najwyższym, przestają mu grozić zwykli sędziowie śledczy.
Gdy lewicowiec Lula da Silva odchodził z urzędu w 2011 r., był najpopularniejszym politykiem kraju. Teraz śledczy zaczynają mu stawiać zarzuty przyjmowania ogromnych łapówek i prezentów od biznesmenów, w tym wyremontowania i wyposażenia w meble apartamentu nad brzegiem morza i remontu rancza należącego do jego rodziny. Da Silva wszystkiemu zaprzecza, ale na początku marca zatrzymano go na kilka godzin i dokonano rewizji w jego domu oraz biurach.
Toczące się od kilku lat śledztwo w sprawie korupcji jak walec miażdży nie tylko jego, ale i większą część klasy politycznej. Bliski prezydent Rousseff senator Delcidio do Amaral po aresztowaniu pogrążył zeznaniami kilkadziesiąt osób z politycznego świecznika, w tym obecnego i poprzedniego szefa państwa.