- Widziałam jakie znaczenie mają tak zwani „wielcy ludzie", kim oni tak naprawdę są. To jest jak z „daczą Janukowycza" (chodzi o byłą rezydencję Wiktora Janukowycza, zwaną dzisiaj powszechnie na Ukrainie „muzeum korupcji" - red.). Wydaje się, że coś niezwyczajnego kryje się za tą aurą władzy, ale potem pokażą wam, jak ten człowiek żył. Zobaczycie ten złoty chleb (po rewolucji na Majdanie w rezydencji zbiegłego prezydenta znaleziono 2-kilogramowy chleb ze złota - red.) oraz płótna z jego własnymi portretami – mówiła Swiatłana Aleksijewicz podczas swojego pierwszego spotkania z czytelnikami w Mińsku po otrzymaniu w 2015 roku Nagrody Nobla w dziedzinie literatury.
- Myślę, że zobaczymy jeszcze coś takiego – zasugerowała białoruska pisarka, po czym cała sala wybuchła śmiechem.
Pisarka od samego początku miała krytyczne nastawienie wobec polityki prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Po otrzymaniu Nagrody Nobla białoruski przywódca powiedział, że „niektórzy twórcy, a nawet nobliści, wylali za granicą na swój kraj wiadro pomyj". – Mam nadzieję, że Łukaszenko nie myśli w kategoriach francuskiego monarchy: państwo to ja – odpowiedziała wtedy Aleksijewicz.
Swoje spotkanie z czytelnikami pisarka zorganizowała w najbardziej znanym budynku białoruskiej stolicy – Pałacu Republiki, który mieści się tuż przy administracji białoruskiego prezydenta. Co prawda, władze udostępniły jej jedną z najmniejszych sal w pałacu.
Podczas czwartkowego spotkania Aleksijewicz poruszyła również kwestię rosyjską. – Obecnie demonizuje się Putina, ale tak naprawdę chodzi o „Putina zbiorowego". Człowiek na górze kumuluje to, co jest schowane w duszy milionowych mas. To się odbyło też z nami. Jeden człowiek zasłonił sobą nasz czas. Znaleźliśmy się nie tam, gdzie chcieliśmy – powiedziała noblistka.