Stało się to możliwe dzięki wygranej w ostatnich wyborach prezydenckich Igora Dodona, deklarującego prorosyjskie poglądy. Tuż pod swojej wygranej powiedział, że w pierwszej kolejności uda się do Tyraspolu, gdzie spotka się z prezydentem samozwańczej republiki.

W środę mołdawski przywódca odwiedził Naddniestrze, które w 1992 roku ogłosiło niepodległość od Mołdawii i od tamtej pory terytorium to nie jest kontrolowany przez władze w Kiszyniowie. - Istnieją skomplikowane kwestie, różne punkty widzenia, ale to nie oznacza, że nie powinniśmy siadać za stołem by rozmawiać i rozwiązywać problemy obywateli - mówił Dodon po spotkaniu z prezydentem nieuznawanego Naddniestrza Wadimem Krasnosielskim.

Wcześniej nowy mołdawski prezydent mówił o federalizacji Mołdawii oraz rozwiązaniu problemu Naddniestrza poprzez nadanie dla regionu specjalnego statusu. Realizacja tego scenariusza będzie możliwa dopiero wtedy, jeżeli wybory parlamentarne w 2018 roku wygrają socjaliści, na czele których stoi właśnie Dodon. Zrobili to już podczas wyborów w 2014, ale nie zdobyli większości parlamentarnej. Co ciekawe, już następnego dnia po swoim zaprzysiężeniu Dodon gościł w Kiszyniowie wicepremiera Rosji Dmitrija Rogozina, odpowiadającego w rosyjskim rządzie za przemysł zbrojeniowy.

Po raz ostatni Naddniestrze odwiedzał w 2008 roku jeszcze prezydent Władimir Woronin, lider mołdawskich komunistów. Niepodległości tego separatystycznego regionu nie uznaje nawet Moskwa, ale od samego początku wspiera Naddniestrze finansowo. Do dzisiaj znajdują się tam pozostałości po 14 armii radzieckiej. Szacuje się, że w Naddniestrzu jest dzisiaj około 2 tys. rosyjskich żołnierzy. Po za tym są tam magazyny z bronią pozostałą jeszcze po upadku Związku Radzieckiego.