Jak nieoficjalnie usłyszała „Rzeczpospolita" ze źródeł zbliżonych do unijnych negocjatorów, priorytetem mają być na początek dwie kwestie: status Brytyjczyków w UE i obywateli Unii na Wyspach oraz rachunek rozwodowy. To dwie sprawy są też na czele polskich priorytetów. Bo to Polaków jest w Wielkiej Brytanii najwięcej ze wszystkich obywateli UE i zachowanie przez nich praw rezydentów jest dla polskiego rządu bardzo ważne. To my jesteśmy też jednym z głównym beneficjentów unijnego budżetu, w największym tej jego części, która finansuje politykę spójności. Dlatego jest dla nas ważne, żeby Wielka Brytania uregulowała swój rachunek, również w tej części, która dotyczy zobowiązań podjętych przed momentem Brexitu, ale do zapłacenia później. To jest reguła w wypadku projektów właśnie z polityki spójności.
Na razie UE oblicza rachunek rozwodowy na 60 mld euro, co obejmuje te zobowiązania budżetowe i finansowanie emerytur unijnych urzędników, pomniejszone o przypadającą na Wielką Brytanię wartość unijnych aktywów. Ta ostatnia liczba jest jednak niewielka, chodzi o 12–14 proc. udziałów w wartości księgowej należących do UE budynków w Belgii i innych krajach UE.
– Brytyjczycy będą chcieli przełożyć dyskusję o rachunku na koniec. Ale dla Unii to priorytet. I Londyn szybko się zorientuje, że 60 mld euro to wcale nie jest duża kwota w porównaniu z tym, co Wielka Brytania straci, jeśli porozumienia nie będzie – mówi nieoficjalnie wysoki rangą unijny dyplomata.
Na razie brytyjscy politycy, w tym minister spraw zagranicznych Boris Johnson, robią dobrą minę do złej gry i lekceważą zgubne skutki ewentualnego braku porozumienia. – Jeśli zakończymy negocjacje bez porozumienia, to wszystko będzie w porządku – powiedział w wywiadzie telewizyjnym. W takiej sytuacji Wielka Brytania miałaby z UE mało korzystne relacje uregulowane zasadami Światowej Organizacji Handlu (WTO), bez żadnych preferencji handlowych. – Brytyjscy politycy nie mają jeszcze pełnego obrazu sytuacji. Urzędnicy wiedzą, jakie są zagrożenia, ale po raz pierwszy w historii brytyjskiej polityki przepaść między urzędnikami a politykami jest tak wielka – mówi nasz informator w Brukseli.
W sprawie praw obywateli rozstrzygnięcia wydają się proste: te same prawa na zasadzie wzajemności dla tych, którzy osiedlili się przed datą Brexitu. Specjaliści przyznają jednak, że w Wielkiej Brytanii, gdzie nie ma obowiązku meldunkowego, zarejestrowanie tych wszystkich osób będzie utrudnione. W sprawie budżetu w Unii są podziały. Kraje takie jak Polska chciałyby, żeby Wielka Brytania zapłaciła wszystko, co wynika z budżetu na lata 2014–2020. Na razie jednak pozycja negocjacyjna jest bardziej realistyczna i mówi o rachunku do dnia Brexitu, czyli w obecnym scenariuszu do 13 marca 2019 roku.
Polska nie będzie mogła wetować takich uzgodnień, bo umowa w sprawie Brexitu na koniec dwuletnich negocjacji będzie głosowana większością głosów w gronie 27 państw UE. Dla nowego porozumienia, które ma określić przyszłe relacje Unii z Wielką Brytanią, będzie już potrzebna jednomyślność. Ale jego wynegocjowanie zajmie wiele lat. ©?