Na ławie oskarżonych znalazło się trzech chorążych z jednostki wojskowej w Pieczach pod Borysowem (zaledwie 70 km od Mińska). Zarzucono im łapówkarstwo, kradzieże i nadużycia. Zapewne zostaną skazani na kilka lat więzienia, ale białoruskie władze liczą, że najgłośniejsza od lat afera, która skompromitowała białoruską armię, szybko ucichnie.
Wszystko się zaczęło od 21-letniego żołnierza Aleksandra Korżycza, którego znaleziono powieszonego na początku października w jednostce w Pieczach. Gdy matka chłopaka odbierała wraz z zaprzyjaźnionym lekarzem traumatologiem jego ciało, ten od razu stwierdził, że został on uduszony. Wynikało to ze śladów na szyi, które wskazywały, że śmierć nie mogła nastąpić w wyniku zaciśnięcia się pętli, lecz z powodu duszenia. Poza tym miał związane nogi i koszulę narzuconą na głowę.
W sprawę osobiście zaangażował się rządzący od prawie ćwierćwiecza prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko, który obiecał „ukarać winnych". Pozwolił też matce Korżycza uczestniczyć w przesłuchaniu podejrzanych. Mimo to po kilku miesiącach śledztwo stwierdziło, że jej syn popełnił jednak samobójstwo. Obecna w sądzie kobieta nie wierzy w oficjalną wersję i domaga się, by na ławie oskarżonych znaleźli się wysokiej rangi oficerowie, którzy zezwalali na znęcania się nad żołnierzami tzw. młodego wojska, a może nawet do tego zachęcali podoficerów.
W mińskim sądzie zeznawało ponad 20 żołnierzy, którzy padli ofiarą „dziedowszczyny", czyli znanego z czasów radzieckich systemu znęcania się nad żołnierzami młodych roczników. Dowództwo białoruskiej armii od lat zapewniało, że to przeszłość i problem od dawna już nie dotyczy tamtejszych sił zbrojnych. Zeznania młodych żołnierzy świadczą jednak o tym, że on istnieje, tyle że od lat był sprytnie zamiatany pod dywan.
„Podczas robienia pompek żołnierzy zmuszano do pozostawania przez jakiś czas na póługiętych rękach. Jednej nocy wszystkich podnieśli z łóżek i zmusili do robienia pompek w maskach przeciwgazowych. Gdy jeden odmówił, dostał kilka ciosów od chorążego i od razu dołączył do innych" – stwierdza prokurator w akcie oskarżenia, cytowanym przez białoruską niezależną gazetę internetową „Nasza Niwa". – Czasem wymyślali i sadystyczne kary. Zmuszali na przykład do oblizywania szczotek klozetowych – twierdzi prokurator. Na porządku dziennym było też czyszczenie umywalek i sedesów własnymi szczoteczkami do zębów. Jeżeli któryś młody żołnierz odmawiał, trafiał pobity do punktu medycznego.