„Chcemy twojej energii!” – głosi napis na szybach klubu Watt w Rotterdamie. I rzeczywiście chodzi o energię klubowiczów – w przenośnym oraz dosłownym znaczeniu. Klub Watt to pierwsza na świecie ekologiczna dyskoteka, której goście będą wytwarzali prąd, tańcząc.
Każdy klubowicz ma wytańczyć pięć do dziesięciu watów. Przy dwóch tysiącach gości wystarczy to na zasilenie całej dyskoteki przez 24 godziny. Na tym jednak nie koniec. By nie zużywać miejskiej wody, na suficie klubu będzie zbierany skroplony pot tańczących. Stamtąd trafi do klubowych toalet. Na wypadek, gdyby gości było za mało, woda zostanie pobrana ze zbiorników z wodą deszczową w ogrodzie dyskoteki.
Za każdy wypity przez klientów kieliszek wódki właściciel klubu Ted Langenbach zamierza zasadzić drzewko.
– Chcemy, by ludzie mieli świadomość, że dyskoteka w ciągu jednego weekendu zużywa 150 razy więcej prądu i wody niż czteroosobowa rodzina w ciągu roku. Można się jednak bawić inaczej, w sposób ekologiczny – twierdzi 48-letni Langenbach. Klubowicze nie tylko będą wiedzieli, ile prądu zużywają, ale również, ile produkują. Podłoga klubu składa się z ruchomych przezroczystych płytek wyposażonych w generator i żarówki. Im mocniejsze stąpnięcie, tym więcej prądu i tym jaśniej świecą żarówki. Mimo iż klub otworzy swe podwoje dopiero we wrześniu, jego pomysłodawcy – stowarzyszenie Enviu i Techniczny Uniwersytet w Rotterdamie – mają już propozycje uruchomienia podobnych klubów w Tokio, Londynie i Sydney.
Ekologiczny klub to jednak droga zabawa. Przebudowa dyskoteki kosztowała kilkanaście milionów euro, aż sześć razy więcej niż standardowy remont. Zwrot kosztów mają zapewnić występy gwiazd, w tym znanej piosenkarki Amy Winehouse.