Jan Rokita został we wtorek wyprowadzony w kajdankach z samolotu stojącego na lotnisku w Monachium. Niemiecka policja twierdzi, że awanturował się w samolocie i napadł na stewardesę. Rokita, który podróżował z żoną, uważa, że stał się ofiarą niemieckich uprzedzeń wobec Polaków.
Niemiecki dziennik „20 Minuten” cytuje szwajcarskiego pasażera lotu LH 3336: – Samolot był już mocno opóźniony, gdy dosyć niezwykła para weszła na pokład. Oboje nosili duże kapelusze. Miałem wrażenie, że próbują zwrócić na siebie uwagę, bo zaczęli otwierać i zamykać wszystkie schowki – opowiada Cengiz Pecer. Według niego Rokita wszczął awanturę, gdy stewardesa chciała przełożyć jego płaszcz. Na prośby kapitana, żeby opuścił pokład samolotu, nie reagował, więc musiała interweniować policja. – Trzymał się kurczowo fotela, a jego żona nieustannie wrzeszczała na policjantów. Kiedy go w końcu wytargali, a było trzeba do tego aż czterech policjantów, wszyscy pasażerowie zaczęli klaskać, także Polacy – twierdzi Pecer.
Polska stewardesa z kilkunastoletnim stażem pracująca m.in. dla Lufthansy uważa, że winę za incydent może ponosić jednak niemiecka obsługa. – Te panie bywają oschłe i niesympatyczne. Pasażer ma dostać tyle, ile mówią przepisy, i nic więcej. Zwrócenie uwagi mogło ją zdenerwować – mówi „Rz”. – Pan Rokita nieraz był pasażerem w samolotach, którymi latałam. To miły i sympatyczny człowiek. Nigdy nie było problemów.
Nelli Rokita zapowiedziała, że jej mąż za całe zajście pozwie linie lotnicze do sądu.
Sprawę komentowali wczoraj politycy. – To, co się stało na lotnisku w Monachium, wymaga twardej interwencji ze strony polskich władz. Nie wierzę w to, że Jan Rokita wszedł do samolotu i zaczął się tam ostro awanturować – mówił na wczorajszej konferencji Jarosław Kaczyński, prezes PiS. Jego zdaniem takie potraktowanie polskiego polityka w obcym kraju jest niedopuszczalne i nie wolno tego zlekceważyć.