Wstrząsające i niewłaściwe. Nie można stawiać w stan bankructwa wartej 10 mln zł firmy dla paru złotych – tak poseł PO Adam Szejnfeld, były wiceminister gospodarki ocenił w niedzielę w programie "Państwo w Państwie" na antenie Polsatu upadek firmy Ivett z Rawy Mazowieckiej. Historię kobiety, której firma została postawiona w stan likwidacji na wniosek ZUS, bo zalegała tej instytucji z płatnościami składek (270 tys. zł), a 60 osób straciło źródło utrzymania – w piątek opisała "Rz".
– choć od ogłoszenia upadłości minęły prawie dwa lata, na pieniądzach z likwidacji firmy pożywił się głównie syndyk. Dopiero niedawno zaczął on wpłacać pierwsze kwoty do ZUS. A analiza ekonomiczna całej sprawy wskazuje, że wniosek o likwidację firmy, jaki złożył ZUS, był bezzasadny.
– Mamy do czynienia ze strzelaniem z armaty do wróbla. ZUS był zabezpieczony hipoteką gruntu wartego 2,5 mln złotych, mógł poprzez egzekucję spieniężyć to zabezpieczenie i pokryć zaległości – zarzuca senator Grzegorz Wojciechowski (PiS), który zajmuje się sprawą. Krytycznie ocenił też działania sądu – ten ogłosił upadłość, nawet nie wysłuchując stanowiska właścicielki firmy.
Adam Szejnfeld dodał, że ZUS powinien dołożyć starań, by ratować firmę i miejsca pracy. – Od tego jest na przykład ugoda. Ze strony ZUS dobrej woli nie było – oceniał.