Pochodzący z Lubaczowa Jan Greń od dziewięciu lat nie widział swoich dzieci. Spędził także kilkanaście miesięcy w więzieniu. Jego gehenna zaczęła się w 2005 roku, gdy żona oskarżyła go o znęcanie się nad nią i molestowanie czteroletniej córki Patrycji.
Dziewczynkę badała pani ginekolog, która nie stwierdziła żadnych obrażeń wskazujących na molestowanie. Zauważyła jedynie otarcia charakterystyczne dla dzieci noszących pieluchy. Mimo takiej opinii i braku innych dowodów sąd zastosował wobec Grenia areszt tymczasowy. Następnie skazał go na karę bezwzględnego więzienia. W sumie mężczyzna spędził w nim niemal dwa lata.
W pierwszym dniu za kratkami został pobity i stracił cztery zęby. – Piekło przeżyłem, katorgę. W nocy mnie budzili. W więzieniu zabijają za takie zarzuty – opowiada.
Sprawę prowadził prokurator Marek W., który mówił żonie Grenia, co ma robić, by pomóc zebrać dowody przeciw mężowi. Obecnie jest on ścigany przez Prokuraturę Apelacyjną i ukrywa się w Kanadzie lub USA. Śledczy sformułowali wobec niego kilkadziesiąt zarzutów o charakterze korupcyjnym.
Prokurator pominął zeznania bratowej żony Grenia, która przyznała, że nigdy nie była świadkiem molestowania Patrycji i nie słyszała od niej żadnych skarg. Zgodnie z wersją matki miało być inaczej.