Ubóstwo i głodujące dzieci stają się tematem numer jeden kampanii wyborczej. Dyskusję na ten temat rozpoczął prezydent Andrzej Duda, który o niedożywionych dzieciach mówił w swoim pierwszym orędziu. To nie podobało się politykom koalicji, którzy przyjęli to mało eleganckim buczeniem.
Temat szybko podłapali za to politycy opozycji. Kilka dni temu szef SLD Leszek Miller stwierdził, że głodujące dzieci „to największa hańba państwa polskiego".
Chcąc zahamować rozwijającą się dyskusję, premier Ewa Kopacz stwierdziła, że informacje o głodujących dzieciach są wykorzystywane przez rosyjską propagandę. „Czy to jest obywatelska i patriotyczna postawa?" – pytała pani premier.
– To był wyjątkowo nietrafiony argument. Myślę, że to po prostu niedopatrzenie Michała Kamińskiego – ocenia prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Od biedy nie da się odciąć, bo ten problem w Polsce istnieje. Choć nie zawsze widać to gołym okiem.
Rozmiary ubóstwa
Potwierdzają to statystyki. Z najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w skrajnym ubóstwie, czyli poniżej minimum egzystencji (np. dla rodziny wynosiło ono ok. 460 zł na osobę miesięcznie) w ubiegłym roku żyło 2,8 mln osób.