Reklama

Etat w pakiecie z dojazdem

Zabiegające o pracowników firmy oferują im bonusy kiedyś zastrzeżone dla menedżerów.

Aktualizacja: 05.11.2015 20:55 Publikacja: 05.11.2015 19:34

Eksperci apelują m.in. o inwestycje na kolei, by skrócić czas dojazdu do pracy (na zdjęciu dworzec W

Eksperci apelują m.in. o inwestycje na kolei, by skrócić czas dojazdu do pracy (na zdjęciu dworzec Warszawa-Śródmieście)

Foto: Fotorzepa/Danuta Matloch

Poprawiająca się sytuacja na rynku i spadające bezrobocie to ogromna szansa na dobrą pracę dla tysięcy Polaków. Ale medal ma dwie strony – najlepsze oferty są tam, gdzie brakuje rąk do pracy. I trzeba dojeżdżać.

– U nas większość pracowników jest dowożona przez firmę. Autokary z ludźmi przyjeżdżają z Siedlec, Radomia, Warki i Garwolina – mówi pracownica zakładu produkcyjnego w podwarszawskim Piasecznie. – To dobre rozwiązanie, bo nie muszę wykładać na dojazd z własnej kieszeni – dodaje.

Ona zarabia na rękę ok. 2 tys. zł. Jak mówi, na pracę w odległej miejscowości, jeśli tylko jest jak dojechać, decyduje się coraz więcej jej znajomych.

Autobusem pod same drzwi

– Pracodawcy wiedzą, że aby pracownicy przyjęli ofertę zatrudnienia, muszą dać im coś ekstra. Dziś często jest to zapewnienie transportu albo przynajmniej dopłata do biletu na pociąg. Kiedyś był to bonus oferowany przeważnie osobom zajmującym najwyższe stanowiska. Dziś mogą liczyć na to także ci niższego szczebla – mówi prof. Jacek Męcina, ekspert rynku pracy z Uniwersytetu Warszawskiego.

Z opublikowanych w ubiegłym roku danych GUS wynika, że do pracy poza swoją gminę jeździ ponad 3 mln ludzi. To niemal co trzecia zatrudniona osoba.

Reklama
Reklama

Dyrektorzy pośredniaków zwracają uwagę, że coraz częściej trafiają do nich oferty pracy z dojazdem w pakiecie. – Tak jest z fabryką AGD Indesit czy kopalnią w Bełchatowie – opowiada Łukasz Więcek, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Radomsku.

Dodaje, że sytuacja w jego powiecie jest specyficzna, bo raczej praca czeka na chętnych niż odwrotnie. – Kaufland szukał u nas pracowników do marketu w Piotrkowie, oferował dowóz i chętnych nie było – opowiada.

Ale sam autobus do firmy to nie wszystko. – Pracodawcy starają się tak ułożyć trasę autobusu, by dowożeni pracownicy mieli go jak najbliżej domu – mówi Tomasz Dudek z agencji pracy Otto. Takie dostosowanie się do potrzeb zatrudnionych jest zauważalne zwłaszcza w strefach ekonomicznych, gdzie jest duże zapotrzebowanie na siłę roboczą. – Przyjmuje się, że do firmy chętni mogą dojeżdżać godzinę w jedną stronę – tłumaczy Dudek.

Natalia Kossut od czterech lat dojeżdża z Warszawy do pracy w Garwolinie. Jest specjalistą ds. PR w firmie Ochnik. – Dojazd w jedną stronę zajmuje mi 1–1,5 godziny. Ale nie korzystam z transportu publicznego, lecz służbowego samochodu – tłumaczy i dodaje, że na takie udogodnienie może liczyć wiele osób z kadry menedżerskiej w jej firmie. Bo tak jak ona, większość pracowników wyższego szczebla dojeżdża do pracy z oddalonej o 60 km Warszawy.

Dalekie dojazdy menedżerów to jednak ewenement. – Oni częściej przeprowadzają się do miasta, gdzie mają pracę – tłumaczy Tomasz Dudek.

Dlaczego nie przeprowadza się pani Natalia? – Mąż pracuje w stolicy, dzieci chodzą tam do szkół, przedszkoli, więc w ogóle nie brałam takiej opcji pod uwagę – wyjaśnia.

Reklama
Reklama

Inwestować w kolej

Ale dojeżdżają także ci, którzy muszą transport zorganizować sobie sami. – Modernizacja linii kolejowych oraz budowa nowoczesnych dróg powoduje, że w miarę łatwo i szybko można pokonać duże odległości. W takiej sytuacji trudno się dziwić, że ktoś dojeżdża do Warszawy, Wrocławia czy Katowic z miejscowości oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów. Na Zachodzie, np. w Niemczech, jest to na porządku dziennym. Ale tam właśnie jest rozwinięta infrastruktura – zauważa Męcina.

Dodaje, że bardzo ważne jest, by państwo inwestowało w rozwój np. infrastruktury kolejowej. – Jeśli z Warszawy do Łodzi będzie można dojechać w niecałą godzinę, dojazdy do pracy przestaną być problemem – przekonuje.

Już dziś, choć trwa to nieco dłużej, parkingi przy dworcach kolejowych w dni powszednie pękają w szwach, bo Polacy chętniej przesiadają się z własnych aut i rowerów do kolejki. Dzięki takiemu rozwiązaniu wiele osób może pracować w dużych miastach, a zarobione pieniądze wydawać na prowincji, stymulując w ten sposób jej rozwój.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Społeczeństwo
Kocia wolność czy miejskie zagrożenie? Wypuszczanie kotów to problem dla zwierząt i przyrody
Społeczeństwo
„To może być zapowiedź radykalnej zmiany nastrojów”. Socjolog komentuje najnowszy sondaż
Społeczeństwo
Niechciani pasażerowie metra. W siedzeniach zalęgły się pluskwy?
Społeczeństwo
Krzysztof Ruchniewicz: Nie domagam się zwrotu dóbr kultury Niemcom
Reklama
Reklama