Poradnik przetrwania. Co zrobić, gdy wybuchnie wojna?

Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Dorosło kolejne pokolenie wychowane w puchu. Jego żądania są realizowane natychmiast, a szczytem tragedii jest posługiwanie się starszym modelem smartfona, zbyt wolny Internet i chodzenie w butach bez firmowego napisu. Nie jesteśmy, a przede wszystkim nie chcemy zdać sobie sprawy, że pokój i komfort życia nie są nam dane raz na zawsze – mówi o swojej nowej książce „Wojna u progu” dziennikarz, pisarz, podróżnik i mistrz survivalu, Jacek Pałkiewicz.

Publikacja: 19.11.2022 07:23

Skutki rosyjskiego ataku w Chersoniu

Skutki rosyjskiego ataku w Chersoniu

Foto: AFP

"Rzeczpospolita": Piszesz, że wojna u progu. Jak oceniasz, że realnie może przyjść do Polski?

Jacek Pałkiewicz: Traktuję sprawę bez paniki. Wojna u progu już po prostu jest, gotuje się, tam dzieją się tragedie, łamane są wszelkie reguły i ustalenia międzynarodowe. I stąd się wziął tytuł naszego poradnika. Jej – czyli tej wojny odpryski – gospodarcze, ale i mentalne, docierają do nas od pierwszego wystrzału. Natomiast jest mało prawdopodobne, by Władimir Putin wydał rozkaz ruszenia na Polskę. Po pierwsze – nie bardzo ma już czym. Po drugie – jawne wystąpienie przeciw krajowi NATO oznacza otwartą konfrontację z nowoczesnymi armiami i eksperymentalnymi technologiami. Jest oczywiste, że korporacje produkujące broń aż palą się do bezpośredniego starcia, to dla nich czysty biznes. Dla Rosji zaś byłaby to szybka i nieunikniona klęska połączona z hańbą absolutną.

Wydawnictwo Świat Książki
Jacek Pałkiewicz, „Wojna u progu. Poradnik przetrwania”

W sprzedaży ukazała się właśnie książka „Wojna u progu. Poradnik przetrwania” (Wydawnictwo Świat Książki) Jacka Pałkiewicza, napisana we współpracy z Krzysztofem Petkiem, specjalistą psychologii działań w sytuacjach krytycznych. Poradnik jest kluczem do przetrwania i zminimalizowania konsekwencji w ekstremalnych warunkach na wypadek, gdyby nawałnica militarna dotarła któregoś dnia i do nas. Autorzy sugerują, pouczają i zalecają, jak przygotować się zarówno mentalnie jak i materialnie na najgorszy scenariusz. Stosowna znajomość́ tematu i nagromadzona wiedza pozwolą̨ realnie ocenić́ niebezpieczeństwo w rejonie zagrożenia i będą niezbędnym czynnikiem do podjęcia racjonalnych działań́, które pomogą̨ uratować́ siebie i innych ludzi.

Jak oceniasz zachowanie Ukraińców; jak sobie radzą z wojną? Czy ta wojna jest inna od poprzednich?

Od stulecia każda wojna, w której bierze udział Rosja, staje się w mniej, czy bardziej zawoalowany sposób konfrontacją supermocarstw. Dziś z jednej strony stoją wojska rosyjskie, bazujące na przestarzałym, zardzewiałym, ograbionym przez żołnierzy sprzęcie, z drugiej – Ukraińcy wspierani przez Europę i USA. Gdyby nie sprzęt z zachodu, łączność, doradztwo, cały heroizm Ukraińców mógłby nie wystarczyć. Tymczasem wygląda na to, że Rosja już przegrała tę wojnę, tylko jeszcze nie wszyscy o tym wiedzą. Zaś odmienność od wszystkich pozostałych wojen polega na dwóch aspektach, opartych na rozwoju technologii. Pierwszy widać na froncie. Dziś, jak wiemy, nie ma kluczowego znaczenia ilość zmobilizowanych żołnierzy. Wielkie „Uraaaa!”, tysiące biegnących rekrutów może w minutę zetrzeć w pył jeden uzbrojony dron, sterowany z dowolnego miejsca na świecie przez profesjonalistę. Całe namierzanie celów odbywa się z powietrza, czasem via satelita, i okazuje się, że choć cierpią ludzie, mamy do czynienia z wojną komputerów, botów, cyfrowych systemów namierzania i algorytmów. Drugim aspektem jest archiwizacja. Dziś każdy ma w ręku aparat fotograficzny i kamerę. I niemal każdy może przesłać ten materiał w dowolne miejsce na świecie. Zakłamanie faktów, zatarcie ich, zniekształcenie prawdy staje się skrajnie trudne, jeśli nie niemożliwe. Dlatego sądzenie zbrodniarzy winno być ułatwione, pod warunkiem, że da się ich wyłapać.

Okładka książki "Wojna u progu. Poradnik przetrwania"

Okładka książki "Wojna u progu. Poradnik przetrwania"

Foto: materiały prasowe

Jakie przewidujesz dla niej scenariusze? Czy Ukraina ma szansę obronić się przed krajem z takim potencjałem jak Rosja?

Rosja to ogromne terytorium, ale to niespełna cztery razy więcej ludzi niż ma Ukraina. W dodatku – a znam Syberię, Buriację, Kamczatkę, Czukotkę, Jakucję – tam mieszkają ludzie, którzy mentalnie nie czują się Moskalami, wcale nie marzą, by ginąć na Petersburg i „tych tam w stolicy”. Mówią po rosyjsku, ale do wojska zaciągają się skuszeni żołdem i łupami, nie dla wielkiej sprawy. Chcą przeżyć i umościć sobie lepsze gniazdka w domu. Naprzeciw nich stają zdesperowani ludzie broniący swoich domów, wolności, swobód obywatelskich, o które przecież walczyli na Majdanie. Są dobrze wyszkoleni, mają łączność, nie głodują. Już w zasadzie obronili się przed Rosją, choć poniosą jeszcze spore straty.

Co się liczy, żeby przetrwać na froncie?

To zależy, czy mówimy o żołnierzu, czy cywilu, którego porwała wojenna zawierucha. Żołnierz musi być wyszkolony, znać cel, mieć dostęp do jedzenia, wody, szpitala, mieć roztropnych dowódców. Cywil zaś musi bardzo szybko porzucić wszystkie mentalne konstrukty związane z poczuciem komfortu, jakie budował od urodzenia. Wyznaczyć sobie cel: przetrwać. Woda, jedzenie, leki, ciepło, schronienie. Cała reszta okazuje się tylko lukrem na cieście przetrwania. Kiedy trzeba, bądź tchórzem, uciekaj, oddaj, co masz, pozwól się wypędzić z domu. Przetrwaj – może dane ci będzie go odbudować. W poradniku po stokroć odpowiadamy z Krzysztofem Petkiem, pisarzem, podróżnikiem i instruktorem survivalu, co robić, jak podejmować kluczowe decyzje, czego zaniechać, z kim się zadawać, co gromadzić i jak hartować ducha, by przetrwać.

Jakie umiejętności powinniśmy posiąść jako polskie społeczeństwo wobec ryzyka wojny?

Przede wszystkim musimy na nowo nauczyć się współpracy i zaufania, niezależnie od różnych poglądów. A każdy powinien mieć świadomość ryzyka i zastanowić się, co uczyni w sytuacji krytycznej. Nie – czego żądać od administracji, na brak czego narzekać i powtarzać, co się należy. Bo w kryzysie wojennym państwo polskie może się nie sprawdzić. Żadne zresztą się nie sprawdza na miarę oczekiwań obywateli. Musimy przypomnieć sobie starożytne porzekadło: Inter arma silent leges (dosł. W czasie wojny milczą prawa - red.). Bo tak będzie. Gdy rozpocznie się wojna – mówię oczywiście hipotetycznie – powszechnie znane prawa przestaną obowiązywać. Zniknie zaopatrzenie ze sklepów, wyłączą prąd, nie wezwiemy karetki czy policji, pomoc społeczna przestanie funkcjonować. Jeśli nie nauczymy się dbać o siebie i swoich najbliższych, wcześniej czy później to się na nas zemści. Wystarczy zwykły kryzys gospodarczy, awaria prądu, a już jesteśmy zapędzeni w kozi róg. I wołamy: gdzie jest państwo? Proszę natychmiast coś z tym zrobić! Gdy znajdziemy się na terenie objętym wojną, możemy sobie wołać do woli. Dlatego warto poczytać, przejść szkolenia survivalu, w ogródku potrenować rozpalanie ognia, zapisać się na kurs pierwszej pomocy przedmedycznej. I myśleć, porzucając naiwność.

Jak oceniasz stan przygotowania polskiego społeczeństwa na taki test?

Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Dorosło kolejne pokolenie wychowane w puchu. Jego żądania są realizowane natychmiast a szczytem tragedii jest posługiwanie się starszym modelem smartfona, zbyt wolny Internet i chodzenie w butach bez firmowego napisu. Nie jesteśmy, a przede wszystkim nie chcemy zdać sobie sprawy, że pokój i komfort życia nie są nam dane raz na zawsze. Jako społeczeństwo roszczeniowe jesteśmy przez kolejne ekipy rozpieszczani i przekupywani darowiznami i obietnicami. Polacy z czasów stanu wojennego i współcześni to dwa absolutnie inne społeczeństwa. Pod względem akceptacji dyskomfortu i poszukiwania sposobów przetrwania współcześni Polacy są jak najmłodsza grupa przedszkolna.

Czy mamy w Polsce infrastrukturę przygotowaną na wypadek wojny?

Wolne żarty! Szwajcarzy mają więcej miejsc w bunkrach, niż mieszkańców. W krajach nordyckich niemal każde osiedle ma swój schron. A w Polsce? Ostatnia inwentaryzacja schronów, dokonana przez strażaków na zlecenie MSWiA wykazała, że w naszych miastach mamy tam miejsce dla niespełna trzech procent ludzi. Stare schrony z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych stały się magazynami, czasem muzeami, często je po prostu wyburzono, bo przeszkadzały rozpasanej deweloperce. Nie ma schronień, łączności awaryjnej, systemu zarządzania. Nie mam danych, jak wyglądają współczesne scenariusze działań sztabów kryzysowych na wypadek wojny, bombardowań, ataków terrorystycznych, ale nie postawiłbym na ich skuteczność zbyt wiele.

Gdzie są nasze największe słabości?

Za dużo w Polsce robi się na niby albo z godnie z regułą Sędziego Soplicy z "Pana Tadeusza": jakoś to będzie. Politycy udają, że się przejmują, administracja udaje, że o nas dba. Każdego dnia Polak walczy o to, co wsadzić do garnka, skąd wziąć następne sto złotych na rosnące opłaty, jak zdążyć, jak utrzymać pracę… Gdzie w takich warunkach czas i miejsce w psychice na refleksję nad zagrożeniami globalnymi?

Dlaczego nie wychowywać młodych ludzi do porażki? Do jej znoszenia, radzenia sobie z upadkiem?

Czego się powinno uczyć dzieci już w szkole?

Rozwiązywania problemów. Racjonalnego wytyczania celów, oceny możliwości i radzenia sobie z przeszkodami, które na drodze napotykamy. Mój przyjaciel prowadzi szkolenia survivalu dla młodzieży. Powtarza, że radzą sobie dobrze – aż do pierwszego upadku. Ognisko nie zapłonie, deszcz zaleje zapasy, nogi zaczną boleć. I koniec! Proszę wezwać pomoc. To potrafią doskonale – zasygnalizować, że im się nie powiodło i głośno wezwać mamusię, by coś poradziła. Bo w przestrzeni społecznej obecność różnego rodzaju idoli wspomaga edukację dla sukcesu. Osiągniesz sukces! Będziesz słynnym piłkarzem, znanym youtuberem, rozchwytywanym piosenkarzem! Dostaniesz miliony bez wysiłku! Tymczasem statystyka jest bezwzględna. Tylko trzy procent dorosłych uznaje, że odniosło sukces. Dlaczego więc nie wychowywać młodych ludzi do porażki? Do jej znoszenia, radzenia sobie z upadkiem? To nie jest problem, ile napotkam przeszkód i ile razy wyląduję w błocie. Ważne, czy znów i znów potrafię się podźwignąć i iść dalej. Mamy w szkole przedmiot, nazywany Edukacją Dla Bezpieczeństwa. Tam widzę pole do popisu dla nauczycieli, rozbudzających w młodych ludziach zdolności przetrwania, radzenia sobie z dyskomfortem, porażką, upadkiem, deprywacją. Tymczasem czego się uczą? Definicji bezpieczeństwa, geopolityki, informacji o siłach zbrojnych, trochę pierwszej pomocy. Owszem, w programie jest działanie w sytuacji pożaru, powodzi, wypadku. Ale wiem, że to po prostu gadanina. Niewiele to wnosi do ich psychiki.

Czego w kontekście ryzyka wojny nie robi polskie państwo a powinno?

Nie robi niemal niczego, co powinno. Nie wzmacnia gospodarki. Nie buduje poczucia jedności społecznej. Nie wdraża mechanizmów tworzących społeczeństwo obywatelskie. Nie przemodelowane edukacji ani przekazów społecznych, by dopasować je do stanu zagrożenia. Nie daje jasnego, uczciwego przekazu medialnego – zamiast tego media publiczne wciąż posługują się natarczywą propagandą na doraźne potrzeby polityczne. Państwo nie buduje schronów, nie robi zapasów, nie wspiera obywateli w ich gromadzeniu, szkoleniu się, uświadamianiu. Bo „jakoś to będzie”.

Jesteś zwolennikiem łatwiejszego dostępu do broni palnej przez obywateli? Czy taki dostęp jest dziś potrzebny? Jakie byłyby skutki pozytywne i negatywne takiego dostępu?

Tak, ale na pewnych twardych zasadach. Przyznanie prawa do broni winno być możliwe po dokładnym zweryfikowaniu postawy społecznej danego człowieka, nie tylko niekaralności. Moim zdaniem nie wystarczy co pięć lat wykonać zestaw badań psychiatra-psycholog-okulista. Każdy posiadacz broni winien co najmniej dwa razy w roku pojawić się na strzelnicy, oddać serię strzałów, by nie nosił broni bez pojęcia, co to za narzędzie. No i kontrola policji powinna być stała. Jeśli ktoś popełni przestępstwo, jest agresywny, chodzi pijany – odbieramy. To narzędzie dla świadomych.

Jak oceniasz cykl szkoleniowy w Wojskach Obrony Terytorialnej? Czy wychowuje się profesjonalistów?

Nie. Pomijając jednostki, do WOT poszli z naboru ci, którzy nie nadają się do wojska. Opowiadał mi o ich szkoleniu pewien oficer. Chciał ze szkolonej grupy stworzyć zgrany, sprawny zespół. Ale to jest trzeci sort. Ludzie często niesprawni, bez motywacji, czasem pozbawieni rozumu i wyobraźni. Nie wszyscy oczywiście, ale to formacja bezsensowna. Wystarczyło dofinansować wojsko i przejęłoby wszystkie funkcje WOT. Bo cóż ci ludzie zrobią takiego, czego nie może się podjąć zawodowa armia?

Trzy porady dla twoich czytelników w przypadku ataku jądrowego.

Przede wszystkim - bez pompowania atmosfery. Wojna nuklearna dziś jest mniej prawdopodobna, niż podczas kryzysu kubańskiego z 1962 roku. Putin nie ma na biurku guzika, którego naciśnięcie spowoduje wystrzelenie rakiet. To skomplikowana procedura, za którą odpowiada cały sztab generałów. Nawet więc, gdyby szef-szaleniec chciał pozostawić światu po sobie taką pamiątkę, większość generalicji rosyjskiej nie wprowadzi własnych kodów startowych, zdając sobie sprawę, że oznacza to wielkie samobójstwo. Dlatego też i w poradniku „Wojna u progu” niewiele miejsca poświęcamy temu tematowi. Ale, skoro trzy rady, to po pierwsze – wyznacz miejsce ewakuacji bez okien, za grubymi ścianami, nisko, ale najlepiej z dwoma co najmniej wyjściami. Zgromadź tam zapas czystej wody, żywności. Niech tam czekają tez ubrania na zmianę, bo po każdym opuszczeniu schronu, nawet na chwilę, ubrania należy zdjąć, wyrzucić, założyć nowe. Miej też radioodbiornik na baterie. Jeśli przetrwasz pierwsze trzy dni zawieruchy, każdy następny daje większe szanse.

Wojna uczy, że bohaterowie i dyletanci giną pierwsi

Czego uczy historia wojen pod kątem survivalu?

Nikt nigdy nie żałował, że nauczył się radzić sobie w trudnych warunkach. Historia pokazuje, że podczas wojny zdani jesteśmy na siebie i najbliższych. Własną odporność, determinację, umiejętności, wiedzę, sprzęt, zapasy. Dlatego warto wiedzieć, myśleć, „gdybać”. Warto umieć zapalić ogień w każdych warunkach, przyrządzić zupę, zebrać rośliny jadalne, czy zapolować. Nie zaszkodzi orientować się w terenie, umieć zorientować mapę, posłużyć się kompasem, zbudować szałas i zamontować linę. Wojna uczy, że bohaterowie i dyletanci giną pierwsi. Cierpliwi, spokojni, roztropni dostają szansę, by odbudować domy.

Kiedy nabyłeś swoje umiejętności?

Mija właśnie półwiecze moich wypraw i ekspedycji! Miałem czas na zdobycie doświadczenia, pochłonięcie lektur, stworzenia własnych algorytmów działania, przetestowanie setek technik na pustyniach, lodowcach, w dżunglach, wśród skał, na środku oceanu – o każdej porze roku. Dziś rynek roi się od podręczników survivalu, niektórych naprawdę dobrych. Gdy zaczynałem, cały mój bagaż umiejętności stanowiło doświadczenie wyniesione z działań w drużynie harcerskiej. Sam musiałem przecierać ścieżki. Ale może to i dobrze? Cokolwiek dziś potrafię, mam świadomość, że nie jest to wiedza nabyta na skróty. Za każdą z umiejętności zapłaciłem potem, ryzykiem, strachem, a bywało, że krwią. Tym bardziej z przyjemnością dzielę się tym, co wiem.

Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni
Społeczeństwo
Burmistrz Głuchołaz: Odbudowa po powodzi odbywa się sprawnie
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie zapewnia Polaków: Nie jesteśmy przeciwko wam
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Znamy Młodzieżowe Słowo Roku 2024. Co oznacza "sigma"?