- Nie składamy parasolek" - takie hasło przyświeca organizatorkom tych protestów, które są kontynuacją akcji z z 3 października.
- Nie zgadzamy się, aby dzieci rodziły dzieci, aby ofiary gwałtów musiały rodzić dzieci swoich oprawców, aby kobiety musiały nosić pod sercem ciężko chore dzieciątko tylko po to, aby patrzeć na jego śmierć zaraz po porodzie, aby po poronieniu kobiety były przesłuchiwane – mówią organizatorki akcji.
Na sobotniej konferencji prasowej liderka Komitetu Inicjatywnego Strajku Kobiet Marta Lempart podała, że 90 proc. wydarzeń odbędzie się w miastach, w których mieszka mniej niż 50 tys. osób.
Protestujące kobiety i wspierający ich mężczyźni wyjdą na ulicę w ponad 100 miejscowościach, głównie mniejszych, ale też m.in. w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Gdańsku, czy Białymstoku.
– To jest fenomen tego ruchu - z całym szacunkiem dla dużych miast jak Wrocław czy Warszawa. Siła strajku jest jednak w tych małych miastach, czego śmiertelnie się boi partia rządząca. Tam też się będzie działo. Dużo większej odwagi wymaga mówienie „nie", gdy się stoi w kilkanaście lub kilkadziesiąt osób – tłumaczyła Marta Lempart.