Jak pies z kotem w polityce

Kto pierwszy przyprowadził do Sejmu czworonoga? Czy prezes Jarosław Kaczyński miał kiedyś psa? Za czyimi zwierzakami uganiali się borowcy?

Aktualizacja: 23.08.2008 15:12 Publikacja: 23.08.2008 03:36

Nie tylko Saba była w Sejmie

Nie tylko Saba była w Sejmie

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

– Człowiek, który nie lubi psów, nie może zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych – twierdził prezydent Calvin Coolidge. I rzeczywiście, wszyscy główni lokatorzy Białego Domu mieli psy, nawet jeśli z natury, jak Ronald Reagan, byli kociarzami.

W Polsce politycy zazwyczaj nie chwalą się czworonożnymi pupilami, choć większość je ma. Drogę do kariery psom polityków otworzyła Saba Ludwika Dorna. „Ludwiku Dorn i Sabo, nie idźcie tą drogą” – tym zdaniem z ostatniej kampanii parlamentarnej Aleksander Kwaśniewski umieścił ją w annałach polityki.

Gdy Dorn, wówczas marszałek Sejmu, zaczął przychodzić ze swoją sznaucerką do pracy, lokując ją w gabinecie, opozycja podniosła larum. I żeby występkowi nadać większy rozgłos, część posłów przyszła pewnego dnia do Sejmu z czworonogami. Opinia publiczna dowiedziała się, że posłanka SLD Izabela Jaruga-Nowacka jest właścicielką grzywaczy chińskich, a jej klubowa koleżanka Joanna Senyszyn lubi mastify.

Najbardziej malowniczo wyglądały jednak przechadzające się po sejmowych korytarzach dwa dogi posła PO Andrzeja Halickiego, którego żona zajmuje się hodowlą tej rasy. Haliccy z tego powodu zdecydowali się przenieść do domu pod Warszawą – gdy pewnego dnia poseł wrócił do mieszkania, stwierdził, że nie ma nawet gdzie usiąść. Na wszystkich fotelach rozlokowały się psy.

Mimo psiej manifestacji marszałek Dorn nie zrezygnował z przyprowadzania sznaucerki do Sejmu. W jej imieniu wystąpił nawet z pozwem przeciw LiD. Zażądał sprostowania kłamliwych informacji, jakoby zżarła meble w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, gdy był szefem resortu. Saba proces wygrała.

Dziś Dorn tłumaczy, że przyprowadzał sukę, bo nie chciał jej w czasie rekonwalescencji po potrąceniu przez samochód zostawiać samej w domu.

Mało kto jednak wie, że Saba od prawie dwóch lat ma towarzysza, mieszańca owczarka alzackiego i husky. – To sympatyczny idiota – mówi właściciel. – Nie interesuje się sukami, nie widziałem też, by napastował psy. Może jest aseksualny.

Ten sympatyczny idiota przybłąkał się pod dom Dornów wychudzony i skrajnie wycieńczony. Nazywa się Pip. – To słowny skrót tego, co myślimy o jego poprzednich właścicielach – wyjaśnia były marszałek.

Co najbardziej lubi jeść Saba? Dorn: – Zeżre wszystko.

Bardziej wyszukany smak ma pies pary prezydenckiej Tytus. „Od czasu do czasu gotuję mu coś pysznego, np. ryż z podrobami” – ujawnia na stronie Kancelarii Prezydenta Maria Kaczyńska.

Tytus jest terierem szkockim. Gdy George W. Bush odwiedził Lecha Kaczyńskiego na Helu, terier był w świetle kamer komplementowany przez amerykańskiego prezydenta, który też ma psa tej rasy.

Mało kto wie, że Saba od prawie dwóch lat ma towarzysza. To mieszaniec. Nazywa się Pip

Wszystkie zwierzęta państwa Kaczyńskich mają w Internecie galerię. Oprócz Tytusa mieszkańcami pałacu są suczka Lula oraz koty Molly i Rudolf. „Nazwaliśmy go Rudolf ze względu na urodę, bo to o Rudolfie Valentino babki i prababki mawiały, że był pięknym mężczyzną” – wyjaśnia w Internecie pani Kaczyńska. Tak wielu czworonogów w Pałacu Prezydenckim dotąd nie było. Nic nie wiadomo o jakichkolwiek zwierzętach prezydenta Lecha Wałęsy. Aleksander Kwaśniewski zaś to znany psiarz. Przez niemal dwie kadencje w pałacu mieszkała jego ukochana suka Saba, wilkopodobny mieszaniec. Jolanta Kwaśniewska mówiła, że jest pełnoprawnym członkiem rodziny.

– To była królowa pałacu – opowiada polityk SLD. – Gdy zdechła, żałoba była powszechna.

Później państwo Kwaśniewscy kupili dwa owczarki niemieckie, które mają do dzisiaj, o dziwnych imionach Ciri i Falce. Młode psy roznosiła energia, więc dyżurnym zajęciem prezydenckich borowców było łapanie ich, gdy uciekały.

Gdy Donald Tusk obejmował urząd premiera, nie miał już swojego najdroższego psa Szeryfa. Był to piękny owczarek alzacki, z którym Tusk bardzo lubił spacerować po Sopocie. Był dumny z pochwał, jakie Szeryf otrzymywał od przechodniów. Kiedy pies zachorował, wiedział o tym chyba cały Klub PO.

Państwo Tuskowie mają dwa koty Pusię i Puzona. Mieszkają one jednak w Sopocie. A gdy Małgorzata Tusk jest w Warszawie, opiekuje się nimi córka Kasia. Kiedy państwo Tuskowie w towarzystwie dziennikarzy oglądali rezydencję Kancelarii Premiera przy ul. Parkowej, zastawiając się, czy tam zamieszkać, miała miejsce symptomatyczna i wróżebna scenka. Tusk, gdy dowiedział się, że obok willi, która była dla niego szykowana, mieszka były premier z kotem Alikiem, wypalił do żony: – To my będziemy mieć psa.

Nie był to zachęcający początek kohabitacji z braćmi Kaczyńskimi.Uwielbienie Jarosława Kaczyńskiego dla kotów jest znane. Przez wiele lat jego ukochanym kotem był Busio. Jego stratę rodzina bardzo przeżyła. Do dziś jest to dla prezesa PiS temat tabu.

Teraz Kaczyński ma Alika, na którego kilka lat temu natrafił, jadąc samochodem. Kot był ciężko ranny. Po wielu operacjach udało się go uratować.

Czy prezes PiS, jak wielu polityków prawicy, jest zagorzałym kociarzem, a nie psiarzem? – Miał kiedyś psa, ze 20 lat temu – twierdzą jego znajomi.Jednak politycy prawicy, np. Jan Olszewski, są najczęściej właścicielami kotów.

Hanna i Antoni Macierewiczowie mają je od dziesięcioleci. Dziewięć kolejnych nazywało się Hamak. To skrót od Hania i Antek MAją Kota. – W czasach Okrągłego Stołu kotom dawaliśmy już inne imiona – zaznacza Macierewicz. Teraz jest Mufka, nazwana tak ze względu na srebrnoszare futerko.

Były likwidator WSI nie zgadza się jednak, że prawicowcy są przede wszystkim kociarzami: – Na ogół politycy prawicy mają niższy standard materialny, w bloku trudno trzymać psa. Gdybym miał dom, natychmiast wziąłbym psa – zastrzega. Ale sympatia Macierewicza do kotów musi być spora. To właśnie on, a nie Dorn, był prekursorem przyprowadzania do Sejmu czworonożnego pupila. Jedna z jego ulubionych kotek Głoska wskakiwała mu do samochodu, gdy jechał na Wiejską. Poseł wchodził z nią, ale zostawiał ją w sejmowej szatni.

Dla czworonogów można zrobić wiele. Katarzyna Piekarska, wielbicielka jamników, odmówiła nawet pójścia do nieba. Gdy miała kilka lat, spytała spowiednika, czy jej jamnik pójdzie do nieba, i usłyszała, że nie. – To ja do raju też się nie wybieram, o nie – oświadczyła księdzu.

– Człowiek, który nie lubi psów, nie może zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych – twierdził prezydent Calvin Coolidge. I rzeczywiście, wszyscy główni lokatorzy Białego Domu mieli psy, nawet jeśli z natury, jak Ronald Reagan, byli kociarzami.

W Polsce politycy zazwyczaj nie chwalą się czworonożnymi pupilami, choć większość je ma. Drogę do kariery psom polityków otworzyła Saba Ludwika Dorna. „Ludwiku Dorn i Sabo, nie idźcie tą drogą” – tym zdaniem z ostatniej kampanii parlamentarnej Aleksander Kwaśniewski umieścił ją w annałach polityki.

Pozostało 91% artykułu
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni
Społeczeństwo
Burmistrz Głuchołaz: Odbudowa po powodzi odbywa się sprawnie
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie zapewnia Polaków: Nie jesteśmy przeciwko wam
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Znamy Młodzieżowe Słowo Roku 2024. Co oznacza "sigma"?