Szybkie łodzie, wielkie pieniądze

Starają się kreować na ofiary wojen, gospodarczej grabieży, wykorzystywania ich wód jako śmietnika świata. Ale tak naprawdę somalijscy piraci prowadzą biznes, który opłaca się nawet władzom.

Publikacja: 22.11.2008 00:20

Piraci odpływający z pokładu porwanego we wrześniu ukraińskiego statku „Faina”

Piraci odpływający z pokładu porwanego we wrześniu ukraińskiego statku „Faina”

Foto: AP

Mają największe domy, najdroższe auta i najpiękniejsze kobiety. Wielu z nich to utalentowani hakerzy potrafiący włamać się do każdego systemu komputerowego i przeprogramować trasę statku. Tajemnic nie mają dla nich ani telefony satelitarne, ani sprzęt wojskowy.

To piraci XXI wieku, Somalijczycy, którzy grasują w okolicach Rogu Afryki na wodach Zatoki Adeńskiej. Kilka dni temu porwali supertankowiec „Sirius Star” należący do saudyjskiego koncernu naftowego Aramco, pod którego pokład wpompowano 2 mln baryłek ropy naftowej. Od tego czasu w Zatoce Adeńskiej uprowadzono kolejne trzy statki. Pole do działania jest ogromne, bo linia brzegowa Somalii liczy prawie 3 tys. km. Od początku tego roku afrykańscy piraci prawie 100 razy atakowali statki. 40 razy – udanie.

Większość statków, które porywają piraci z Zatoki Adeńskiej, jest uwalniana po wpłaceniu okupu. Najczęściej jest to 700 tys. – 1,5 mln dol., które zwracają potem towarzystwa ubezpieczeniowe. Jeśli coś pójdzie nie po myśli piratów, mogą jako argument wystrzelić rakietę, która zrobi dziurę w boku tankowca, doprowadzając tym samym do niewyobrażalnej w skutkach katastrofy ekologicznej. A przez Zatokę Adeńską transportowanych jest 30 proc. ropy wydobywanej na świecie.

[srodtytul]Jest nas wielu[/srodtytul]

Styl życia piratów jest tak atrakcyjny dla młodzieży, że mało który młody człowiek w prowincji Puntland, gdzie mieszczą się bazy wypadowe wyobraża sobie swoją przyszłość inaczej niż w roli pirata. Bo kiedy piraci zgromadzą już majątek, najczęściej biorą sobie żonę z któregoś z biednych plemion koczowniczych, bo tam kobiety znane są z niezwykłej urody. Bez skrępowania zażywają narkotyki, ale nie te „twarde”. Żują działający pobudzająco khat, palą haszysz i bez ograniczeń piją alkohol. Twierdzą, że są muzułmanami.

Pojawili się, kiedy miejscowi rybacy stracili pracę, bo ich tradycyjne metody połowowe przegrały z wielkimi zagranicznymi trawlerami. Byli rybacy zaczęli więc napadać na trawlery, domagając się „podatku” za pozwolenie na odławianie ryb na ich wodach. Szybko uzbroili się w najnowocześniejszy sprzęt, kupili szybkie motorówki i z rybaków stali się piratami.

Mają swojego rzecznika, Sugule Ali, który porozumiewa się z dziennikarzami za pośrednictwem telefonu satelitarnego. Stara się przekonać opinię publiczną, że on i jego komando nie są zwykłymi bandytami, tylko walczą o sprawę. – Zabójstwa nie mieszczą się w naszych planach. Potrzebujemy pieniędzy, żeby ustrzegły nas przed głodem – dodaje. Zapytany, dlaczego potrzebują aż 20 mln dolarów (tyle początkowo chcieli za uwolnienie ukraińskiego statku „Faina”, ostateczne schodząc do 8 mln), Sugule się śmieje i mówi: – Bo jest nas wielu.

Jak podało brytyjskie centrum opracowań Chatham House, do czasu porwania ukraińskiej „Fainy” na początku listopada piraci zebrali w tym roku ponad 30 mln dolarów, o 10 mln dol. więcej, niż wynosi roczny budżet Puntlandii. Pieniądze z okupu dzielone są sprawiedliwie: połowa dla piratów, połowa dla wsparcia na lądzie.

Na negocjacje wysyłają swoich „prawników”: eleganckich, doskonale mówiących po angielsku. Najczęściej podjeżdżają landcruiserami i przedstawiają się jako „księgowi”, „główni negocjatorzy”. Piraci są tak bogaci, że dochodzi nawet do sytuacji, że somalijski biznes zwraca się do nich, a nie do banków, z wnioskami kredytowymi.

[srodtytul]Historia dla wnuka[/srodtytul]

Powiedzieli nam jasno: jeśli nie zrobimy nic, co mogłoby im zaszkodzić, włos nam z głowy nie spadnie – mówi Colin Darch, kapitan jednego z porwanych statków. – Oni zresztą też nie ukrywali, że zależy im na tym, byśmy byli w dobrej kondycji, bo właściciele statku postawili sprawę jasno: nie mają co liczyć na pieniądze, jeśli stanie się nam krzywda.

Nie zawsze jednak bandyci są tak łagodni wobec pojmanych załóg. Marynarze z hiszpańskiego statku przez kilka tygodni żyli pod lufami kałasznikowów. – Bałem się, że będą strzelać, bo dla nich życie jest warte tyle, co żywot karalucha – wspomina dzisiaj baskijski marynarz, który przeżył porwanie.

Zdarza się, że piratom wystarcza zawartość statkowego sejfu. Jeśli ładunek jest cenny, domagają się okupu. Jeżeli bardzo cenny, jak w przypadku „Fainy”, gdzie znajdowały się 33 czołgi i mnóstwo innego uzbrojenia, odholowują jednostkę na kontrolowane przez siebie wody i systematycznie wywożą ładunek na ląd.

Brytyjskiemu kapitanowi Paulowi Newtonowi kapitan piratów przyłożył do szyi szablę i powiedział: „Zachowuj się, a będziesz miał co opowiadać wnukom”. – Pomyślałem wtedy, że za chwilę wyrzucą mnie za burtę. Ale ich bardziej interesował sejf, w którym przechowywaliśmy 24 tys. dol. Nie dał się łatwo zabrać, bo był połączony z alarmem. I wtedy piraci zaczęli się denerwować – wspomina kpt. Newton.

– Kazali mi uklęknąć przed schowkiem i rozbroić go – opowiada. – Byłem tak zdenerwowany, że z pewnością nie pamiętałbym kodu, ale na szczęście poprzedni kapitan nie uaktywnił alarmu i ja też tego nie zrobiłem. Piraci bez kłopotu wyjęli pieniądze, związali mi ręce i wyprowadzili na pokład. Potem zeszli do swojej łodzi po sznurowej drabince, którą zaczepili o burtę. Ostatni z nich popchnął mnie tak, że upadłem, ale wiedziałem, że już nie ma zamiaru mnie zabić. Cały czas pamiętałem, że w bardzo podobnym incydencie zginął trzy tygodnie wcześniej brytyjski kapitan John Bosworth. Jego rodzina nie jest w stanie zrozumieć, jak to jest możliwe, żeby w XXI wieku piraci mogli mordować ludzi na morzu. Tak naprawdę niewiele się robi, aby ich powstrzymać.

[srodtytul]Ten sam klan co prezydent[/srodtytul]

Większość nowoczesnych statków transportowych ma załogi nie większe niż 22 – 25 osób, które zaciągają się po to, aby zarobić pieniądze, i do głowy im nie przychodzi, żeby ryzykować życiem. Dlatego zazwyczaj, kiedy już dochodzi do ataku, najchętniej chowają się w kabinach i czekają na rozwój wydarzeń. W tej sytuacji piraci działają w poczuciu całkowitej bezkarności. Kiedy już znajdą się na pokładzie, nic im nie grozi, doskonale wiedzą, że marynarze nie są uzbrojeni.

Technicznie wygląda to tak: pierwszy atak jest wykonywany przez bandę pięciu – siedmiu piratów. Podpływają na szybkich motorówkach uzbrojeni w ciężką broń. Kiedy dochodzi do opanowania statku, na jego pokład wchodzi nawet 50 osób. Kolejnych 50 czeka na brzegu gotowych do interwencji, gdyby wydarzenia potoczyły się niekorzystnie.

Nicolas Sarkozy niedawno przyznał, że kiedy został porwany jacht z obywatelami Francji na pokładzie, kazał jak najszybciej zapłacić okup (2 mln dol.), bo wiedział, że kiedy zakładnicy znajdą się w Eyl, będzie ich bardzo trudno odbić. Puntlandia żyje z piratów, nie mówiąc już o tym, że wszyscy, łącznie z prezydentem Abdullahem Jussufem, należą do tego samego klanu Majarteen.

Takich przypadków jak porwanie „Sirius Star” jest w roku co najmniej kilkadziesiąt. Tym razem wyjątkowa jest wartość ładunku – ok. 100 mln dol., a także fakt, że tankowiec został porwany 250 mil morskich od wybrzeża i jest to największa jednostka, na której pokład weszli bandyci. – Trafili pulę – uważa Andrew Mwangra, koordynator African Seafarers Association. – To nowiutki tankowiec, a w dodatku należy do bogatego państwa.

– Nie ma wątpliwości: piraci wyraźnie rozszerzają obszar swojej działalności – mówi Cyrus Mody z Międzynarodowego Biura Morskiego. Najprawdopodobniej robią to dlatego, że na głównym szlaku jest coraz więcej łodzi patrolowych.

Na wodach, na których grasują piraci, kapitanowie robią wszystko, aby zminimalizować zagrożenie. Ustawiają się w konwoje, wystawiają na pokładzie warty, włączają radar, który ma wykrywać zbliżające się małe łódki. Jeśli któraś z nich podpłynie zbyt blisko, trzeba przyspieszyć. Tyle że tankowce i duże statki transportowe są wolniejsze niż najczęściej pięciometrowe motorówki pirackie. Można jeszcze stosować gaz, środki ogłuszające czy zapory pod napięciem elektrycznym.

Jeśli piraci atakują na pełnym morzu, tak jak w przypadku „Sirius Star”, używają do tego statku matki, na który załadowane są mniejsze łodzie, wykorzystywane do bezpośredniego ataku. – Kiedyś taki statek matka udawał kuter rybacki, na którym zabrakło wody pitnej – wspomina Cyrus Mody. Małe łódki zostały spuszczone na wodę i zaczął się regularny atak. Kapitan zaatakowanego statku wykazał się wyjątkową naiwnością, bo wiadomo, że na tych wodach statków rybackich nie ma już od lat.

– To pełna napięcia, trwająca 40 godzin, podróż, w czasie której czujemy się całkowicie bezbronni – wspomina inny brytyjski kapitan. – Widzieliśmy dokładnie, jak porwali statek 10 mil za nami i jeszcze trzy nieudane próby wejścia na pokład. To wystarczyło, żebym, wypływając z zagrożonej strefy, czuł się jak psychiczny wrak. Wiedziałem doskonale, że nic nie mogłem zrobić. Płynąłem 12 węzłów, oni bez kłopotu robią 25. Jedyne, co można zrobić, to płynąć zygzakiem i próbować uderzyć którąś z łódek, ale jeśli mi się to uda i okaże się, że łódka nie należała do piratów, automatycznie tracę licencję.

[srodtytul]Ubezpieczenie zapłaci[/srodtytul]

Mimo zagrożenia armatorzy nadal wysyłają swoje statki trasą wokół Rogu Afryki. Ładunki są ubezpieczone, ale wobec rosnącego zagrożenia i konieczności wypłat okupu firmy ubezpieczeniowe podniosły stawki dziesięciokrotnie.

Teren Zatoki Adeńskiej i wybrzeży Somalii jest również patrolowany przez okręty wojenne i łodzie patrolowe z państw NATO, a także Indii i krajów Azji Południowo-Wschodniej. Ale przypadki porwań statków właśnie na tej najpilniej strzeżonej trasie zdarzają się coraz częściej.

– Piratów chamskich w zachowaniu, niedouczonych i bezczelnych, całkowicie pozbawionych wdzięku Johnny’ego Deppa, nikt nie traktuje poważnie, bo ten proceder nadal ma swoją romantyczną otoczkę. Poza tym statki i ładunki są ubezpieczone, więc armatorom łatwo jest odzyskać pieniądze. Dopóki straty nie są naprawdę dotkliwe, jak w przypadku ukraińskiej „Fainy” czy „Sirius Star”, po prostu je lekceważą. Ot, będzie co opowiadać. Ale kiedy ktoś z załogi zostaje zabity, sprawa robi się poważna – mówi kpt. Newton.

Piraci starają się kreować na ofiary wojen, gospodarczej grabieży, wykorzystywania ich wód jako śmietnika świata. Tak naprawdę jednak problem polega na tym, że w Somalii nie ma rządu z prawdziwego zdarzenia i piraci są znacznie silniejsi niż władze. Nad całym krajem teoretycznie panuje prezydent, ale nie ma środków, aby ograniczać dochody lokalnych władz w Puntlandzie. Nie mówiąc już o tym, że zupełnie mu się to nie opłaca.

Mają największe domy, najdroższe auta i najpiękniejsze kobiety. Wielu z nich to utalentowani hakerzy potrafiący włamać się do każdego systemu komputerowego i przeprogramować trasę statku. Tajemnic nie mają dla nich ani telefony satelitarne, ani sprzęt wojskowy.

To piraci XXI wieku, Somalijczycy, którzy grasują w okolicach Rogu Afryki na wodach Zatoki Adeńskiej. Kilka dni temu porwali supertankowiec „Sirius Star” należący do saudyjskiego koncernu naftowego Aramco, pod którego pokład wpompowano 2 mln baryłek ropy naftowej. Od tego czasu w Zatoce Adeńskiej uprowadzono kolejne trzy statki. Pole do działania jest ogromne, bo linia brzegowa Somalii liczy prawie 3 tys. km. Od początku tego roku afrykańscy piraci prawie 100 razy atakowali statki. 40 razy – udanie.

Pozostało 93% artykułu
Społeczeństwo
WHO o tajemniczej chorobie z Afryki: Zagraża dzieciom
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Katedra Notre Dame ponownie otwarta. „To, co niemożliwe, stało się możliwe”
Społeczeństwo
Rośnie liczba ofiar tajemniczej choroby, która pojawiła się w Afryce
Społeczeństwo
Tajemnicza choroba w DR Konga. Zabija, objawy przypominają grypę
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Społeczeństwo
Replika miecza z Harry'ego Pottera w Japonii została uznana za broń