Wyobraźmy sobie takie święta: zamiast choinek dwa sześciorejowe maszty otulone zwiniętymi żaglami jak śniegiem, zdobione łańcuchami lin i milionami gwiazd na tle czarnego nieba. Kołyszą się lekko. "Cicha noc, święta noc, pastuszkowie od swych trzód..." - niesie się w wigilijny wieczór długo i daleko, po spokojnych wodach Morza Karaibskiego i Oceanu Atlantyckiego. Śpiewa chór dziewczęcochłopięcy. Dyryguje wiotka blondynka w bluzce z żabotem. Śpiewacy w uroczystych, czarnobiałych strojach stoją na rufie - tu jest najwięcej miejsca. Oprócz nich cała załoga, łącznie czterdzieści kilka osób.
Kapitan Ziemowit Barański wyjątkowo bez kapitańskiej czapki, za to z czapą czerwoną z białym obramowaniem w czerwonym stroju, dźwiga lniany wór. Zgodził się wystąpić w roli św. Mikołaja, bo tylko on na statku ma naturalną, bujną, siwą brodę. Rozdaje prezenty, które uczestnicy rejsu wykonali dla siebie własnoręcznie. Wśród nich biżuteria z muszli i rybich ości, puzderka ze skorup kokosa, drewniane maczety, a dla bosmana Karola butelka mocnego trunku, którego porcje wymierza kalendarz adwentowy przyklejony do flaszki jak etykieta.
Po psiaku świtówa
Taka Wigilia miała miejsce. Zorganizowano ją kilka dni temu w otoczeniu wysp karaibskich na "Fryderyku Chopinie", po trudach trzymiesięcznego rejsu Szkoły pod Żaglami. Wieczór był czarujący. Przez chwilę wszyscy zapomnieli o wachtach, szkolnych sprawdzianach, zaległych pracach bosmańskich i sprzątaniu w kambuzie.
Gdy jednak umilkł chór, a prezenty zostały rozdane, życie na żaglowcu odzyskało swój normalny rytm. 30 gimnazjalistów, którzy wzięli udział w charytatywnej akcji "Dookoła świata za pomocną dłoń" i w nagrodę popłynęli ze Szczecina na Karaiby, spędzając semestr zimowy na morzu, na co dzień dzieliło się na wachty, czyli czterogodzinne dyżury. Były m.in wachta kapitańska - od 20.00 do północy, tak nazywana, bo kapitan lubił na niej przebywać, psiak - od północy do 4 nad ranem, i świtówa, którą zazwyczaj kończyło śniadanie. Ekipa pełniąca wachtę kontrolowała sytuację na morzu i sterowała statkiem, dostosowując go do warunków pogodowych. Czas wacht wybijano tzw. szklankami, czyli uderzano w dzwon przy grotmaszcie.
Oko wypatrzyło wieloryba
4 nad ranem, zmiana wachty. Schodzi "psiak", wchodzi "świtówa". Niektórzy mieli nadzieję, że niewyspanie nagrodzi im widok krzyża południa - najmniejszego gwiazdozbioru nieba. Jest niewidoczny z północnej półkuli, a tu można go zobaczyć właśnie nad ranem.