Pani Patrycja, z jednej z podrybnickich miejscowości, do lekarza ginekologa w przychodni w Rybniku przyjechała w poniedziałek rano. Termin porodu miała wyznaczony na 4 lipca.
W trakcie badania przez lekarz ginekolog okazało się, że dziecko ma bardzo słabe tętno. Lekarka kazała kobiecie natychmiast jechać do lekarza. Jak opowiada TVN24 Grażyna Kaczor, teściowa pacjentki, do zagrożonej ciąży nie wezwano karetki.
Pani Patrycja do szpitala w Rybniku trafiła około południa. Według teściowej, dopiero po trzech godzinach przyjął ją lekarz i zrobiono badania.
Gdy okazało się, że płód jest już martwy, stwierdzono, że pacjentka nie musi mieć cesarskiego cięcia, bo już jej życiu nic nie zagraża - relacjonuje teściowa kobiety. Jak dodaje, lekarze "zostawili ją z tym martwym płodem do godz. 10.00 we wtorek".
Policja pod nadzorem prokuratury wszczęła dochodzenie w sprawie. Będzie ono prowadzone w kierunku przestępstwa z art. 160 par. 2, czyli tak zwanego błędu w sztuce lekarskiej powodującego narażenie życia i zdrowia pacjentki i dziecka - poinformował TVN24 Jacek Sławik z Prokuratury Rejonowej w Rybniku.