Reklama

Sceny pokładowe

Żeby uziemić samolot, wystarczy paczka orzeszków. A wywołane podobnymi drobiazgami napady szału na pokładach samolotów zdarzają się coraz częściej. W 2012 r. ponad 6 tys. razy.

Aktualizacja: 04.04.2015 19:14 Publikacja: 04.04.2015 18:36

Conrad Hilton

Foto: Getty Images

Heather Cho musiała wstać lewą nogą. Córka założyciela linii lotniczych Korean Air – i wiceprezes w przedsiębiorstwie ojca, a przy okazji dyrektor należącej do tego samego holdingu sieci hoteli – zapewne już na lotnisko przyjechała poirytowana. Ale nic jeszcze nie zapowiadało skandalu, do jakiego miało dojść na pokładzie odlatującego z Nowego Jorku do Korei Południowej  samolotu.

Tekst pochodzi z Magazynu Sukces

Maszyna jeszcze kołowała po pasach lotniska, przygotowując się do startu, kiedy stewardesa – zgodnie z procedurami przewidzianymi dla obsługi pasażerów latających pierwszą klasą – rozdała torebki z orzeszkami makadamia. Zamiast jednak dopieścić 40-letnią dziedziczkę rodu Cho i współpasażerów w klasie biznes, wywołała w ten sposób karczemną awanturę: Heather zaczęła wrzeszczeć na pracownicę Korean Air i zażądała, by maszyna zawróciła pod terminal lotniska.

Mało tego, kilka miesięcy później, już na sali sądowej, okazało się, że krewka Koreanka zmusiła stewardesę do uklęknięcia przed nią i domagała się usunięcia z pokładu ich szefa, Park Chang-jina. Posypały się przekleństwa, członkowie załogi, którzy próbowali uspokajać Heather, byli popychani, a podręczniki z instrukcjami dla stewardów wylądowały na podłodze. Ostatecznie Park rzeczywiście został w Nowym Jorku. – Potraktowała nas jak feudalnych niewolników – skwitował później w sądzie. Samolot wystartował w końcu do Seulu, choć z powodu awantury miał kilkunastominutowe opóźnienie.

Tropami Finnerana

Pasażerowie lotu do Seulu i tak mogli mówić o szczęściu. Po awanturze z Heather samolot bez kolejnych incydentów odleciał z Nowego Jorku. Takiego szczęścia nie mieli w ostatnie wakacje współpasażerowie Conrada Hiltona, brata celebrytki Paris Hilton i prawnuka założycieli słynnej sieci hoteli.

Reklama
Reklama

Dziesięciogodzinny lot z Londynu do Los Angeles okazał się pasmem udręk. 20-letni beniaminek familii Hiltonów już kilka minut po starcie zerwał się ze swojego miejsca, lekceważąc prośby obsługi o pozostanie w fotelu. Conrad zaczął krążyć po pokładzie samolotu, przeszkadzając stewardesom w roznoszeniu napojów. Interweniującego szefa stewardów próbował uderzyć, ale chybił, trafiając za to w ścianę maszyny. – Jak masz ochotę się ze mną policzyć, no to wyskocz, a będę się z tobą nap...dalał – miał rzucić pilotowi. – Mogę was wszystkich pozwalniać w pięć minut! Znam waszego szefa!

Gdy znajdujące się wśród pasażerów dzieci rozpłakały się, słuchając krzyków młodego Hiltona, ten zaczął wyzywać znajdujące się na pokładzie osoby od wieśniaków, a na koniec zamknął się w toalecie, z której po chwili roztoczył się charakterystyczny zapach marihuany. Ostateczne ultimatum pilota zostało spisane na kartce i wsunięte mu pod drzwi, ale rozrabiający pasażer jedynie je podarł. Z wygłaszanych głośno monologów niepanującego nad sobą młodzieńca pasażerowie dowiedzieli się też, że właśnie opuściła go dziewczyna i że „tata mnie z tego wykupi, tak jak ostatnim razem, kiedy zapłacił 300 tys.". Ku uldze załogi i reszty pasażerów Conrad ostatecznie przysnął.

Wkrótce po wylądowaniu familia Hiltonów zaczęła zabawę w kotka i myszkę, by zminimalizować skutki incydentu. 20-latek został natychmiast wysłany na 30-dniową terapię odwykową, a adwokat rodziny zapewnił, że całe zajście było skutkiem ubocznym przyjęcia pigułki nasennej. Conrad uniknął aresztu dzięki 100 tys. kaucji. Sąd jednak zabrał mu paszport i nakazał pozostanie w Kalifornii aż do rozprawy, która odbyła się na początku marca. Tu jednak udało mu się wywinąć: z grożącej mu kilkumiesięcznej odsiadki, kary w wysokości 5 tys. dol. i rocznego nadzoru sądowego dzięki ugodzie stanęło wyłącznie na tym ostatnim.

Niewątpliwie Hilton wpisał się na długą listę celebrytów rozrabiających na pokładach samolotów. Poszedł w ten sposób w ślady swoistej legendy – nowojorskiego bankiera inwestycyjnego Gerarda Finnerana, który 20 lat temu – wracając z Brazylii – pod wpływem alkoholu i narkotyków najpierw wywołał w czasie lotu awanturę, a później zdjął spodnie i... zabrudził stolik, na którym stewardzi roznosili jedzenie w pierwszej klasie. Trafił za to za kratki na dwa lata.

Wrzątkiem w stewardesę

Napady gniewu tysiące metrów nad ziemią nie są jednak domeną wyłącznie sławnych osób. Średnia roczna liczba lotów pasażerskich w ostatnich latach sięgnęła 28 mln. I choć napady szału są odnotowywane jedynie incydentalnie, to International Air Transport Association (IATA) alarmuje, że gwałtownie ich przybywa. Dla porównania: w 2007 r. doniesiono o ok. 500 takich przypadkach, a w roku 2012 r. liczba napadów szału na pokładach samolotów przekroczyła 6 tys. To mogą być jednak wyłącznie ostrożne szacunki: już 15 lat temu Pat Friend, szef związku zawodowego stewardów, twierdził, że jedynie na pokładach amerykańskich maszyn dochodzi do 4 tys. incydentów rocznie. Rozbieżności mogą być spowodowane tym, że nie wszystkie zajścia są odnotowywane – część pasażerów po interwencji załogi się uspokaja i sprawa nie znajduje finału w sądzie.

Niekwestionowanym kryterium pozostaje więc przemoc werbalna lub rękoczyny. Na początku ub.r. pasażerowie jednej z brytyjskich linii lotniczych zaczęli obrzucać się kubkami z gorącą kawą, kłócąc się o miejsce w samolocie. Ostatniego lata inny pasażer rozebrał się do naga i usiłował otworzyć awaryjne drzwi w czasie lotu. W grudniu pasażerka lotu z Bangkoku do chińskiego Nanjing, gdy okazało się, że nie siedzi w samolocie obok swojego partnera, oblała stewardesę wrzątkiem, co skończyło się powrotem maszyny na lotnisko w Bangkoku i aresztowaniem awanturnicy. W lutym z kolei scenę na pokładzie urządziła 32-letnia gwiazdeczka branży porno, znana jako Tory Lane. Tuż przed lądowaniem w Los Angeles mocno pijana aktorka zaczęła wrzeszczeć i popychać obsługę lotu, co skończyło się aresztowaniem jej tuż po przekroczeniu progu terminalu.

Reklama
Reklama

Sytuacja zaczęła niepokoić również europejskie linie lotnicze. Po tym, jak brytyjska Civil Aviation Authority ogłosiła, że w ciągu ostatnich trzech lat liczba podobnych zajść niemal się potroiła, Brytyjczycy zaczęli się domagać ograniczenia sprzedaży alkoholu na lotniskach (w sondażach opowiada się za tym blisko dwie trzecie ankietowanych).

Podeptana ludzka godność

Nadmiar alkoholu nie tłumaczy takich przypadków jak Heather Cho. – Zastanawiam się, czy ona rzeczywiście uważa, że postąpiła źle – powątpiewał sędzia Oh Sung-woo, który w lutym skazał Heather na rok więzienia. Mimo że dziś już była wiceprezes wykazała w sądzie skruchę i w trakcie procesu odczytała łamiącym się głosem listy, w których przepraszała za zajście i obcesowe potraktowanie pracowników Korean Air, koreański sędzia uznał te zabiegi za mydlenie oczu. – To sprawa, w której ludzka godność została zdeptana – dobitnie podkreślił Oh, wydając wyrok.

Trudno się dziwić: incydent był jedynie wstępem do kolejnych manipulacji. W trakcie przesłuchań wyszło na jaw, że menedżerowie koncernu usiłowali przekonać załogę samolotu, by ukryła przebieg incydentu. A przynajmniej co bardziej drastyczne zachowania szefowej. Ten, który próbował przekonywać Parka i resztę załogi do nabrania wody w usta, został skazany na osiem miesięcy więzienia.

Dla Koreańczyków wyrok miał posmak sensacji. – Dziś sąd wydał wyrok bazujący na kodeksach, a nie jak w przeszłości, kiedy to ludzie z czeboli (południowokoreańskie wpływowe koncerny – przyp. red.) dostawali wyroki w zawieszeniu – komentował z zaskoczeniem Choi Jin-nyoung, rzecznik Koreańskiego Stowarzyszenia Prawników. Rzeczywiście, dla pracowników czeboli zachowanie takie jak Heather Cho to codzienność. Wystarczy przypomnieć, że równolegle do skandalu w Korean Air toczy się postępowanie w sprawie trzech menedżerów koncernu LG, którzy ubiegłej jesieni przed prestiżowymi targami elektroniki użytkowej w Berlinie mieli jakoby celowo zniszczyć zestaw zmywarek na stanowisku Samsunga. Całe zajście doskonale odzwierciedla zaciętość rywalizacji obu czeboli.

Zresztą poszkodowany w tym zajściu Samsung mógłby uchodzić za wzorzec takiego stylu. – Przypomina organizację militarną – pisał swego czasu Chang Sea Jin, autor pracy „Sony kontra Samsung". – Prezes decyduje, w którym kierunku ruszamy, i nie ma dyskusji. Wykonuje się rozkaz.

Na ścianach rozwieszono cytaty z prezesa, a jego złote myśli czyta w firmowym radiowęźle lektor. Szkolący się w głównej siedzibie koncernu menedżerowie korzystają z pokojów, których standard dostosowano do poziomu zajmowanego przez nich w firmie stanowiska. – Musisz nadążać za resztą – wykładał firmową filozofię Mark Newman, niegdyś pracownik czebola. – Jeśli ci się nie udaje, presja staje się nie do zniesienia. Jeżeli nie jesteś w stanie wykonać konkretnego polecenia, nie możesz zostać w firmie.

Reklama
Reklama

Incydent z udziałem Heather Cho to zaledwie drobna wpadka przy pracy koreańskich magnatów biznesowych. Tym razem mieliśmy happy end – to dziedziczka czebola zrezygnowała z zajmowanych stanowisk, a szef stewardów Park zachował pracę. Ale nie przesądzajmy o końcu tej historii: we władzach konglomeratu Hanjin Group – do którego należą Korean Air – pracuje jeszcze rodzeństwo Heather, brat i siostra...

Społeczeństwo
8-latki na Litwie będą się uczyć budowy i obsługi dronów
Społeczeństwo
Indonezja: Dwaj mężczyźni skazani na chłostę za pocałunek
Społeczeństwo
Greta Thunberg zapowiada „największą w historii” próbę przełamania blokady Strefy Gazy
Społeczeństwo
Dramatyczny spadek liczby żołnierzy w Korei Południowej. Ubywa mężczyzn
Jazz
Polska scena jazzowa zaprezentuje się na EXPO w Osace
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama