Komisja Europejska zaproponowała, żeby południa Europy nie zostawiać samemu sobie z problemem uchodźców, którzy tylko dlatego lądują w obu krajach, że jest im tam najbliżej. Chce także zmniejszenia presji uchodźców na Niemcy i Szwecję: kraje zamożne i otwarte na imigrantów, które często przyjmują uchodźców „nielegalnie" podrzuconych im przez Włochy czy Grecję.
Komisja Europejska w reakcji na kryzys proponuje obowiązkowe kwoty: każdy kraj UE będzie musiał przyjąć określoną liczbę uchodźców, która zostanie wyliczona w relacji do jego ludności, produktu krajowego brutto, poziomu bezrobocia oraz dotychczasowej otwartości na uchodźców.
Dla Polski oznacza to konieczność przyjęcia 2659 uciekinierów z Erytrei i Syrii czekających dziś w Grecji i we Włoszech z ogólnej liczby 40 tysięcy do podziału.
Skąd liczba 40 tysięcy? – Mniejsza w niczym nie ulżyłaby Włochom i Grecji, a większa byłaby nie do zaakceptowania przez pozostałych – tłumaczył Dimitris Awramopulos, unijny komisarz ds. migracji. Na każdego uchodźcę kraj przyjmujący dostałby 6 tys. euro. Dodatkowo mielibyśmy przyjąć 962 osoby z ogólnej liczby 20 tys. z obozów dla uchodźców ulokowanych poza UE. Polityczna akceptacja dla tej propozycji Brukseli ma zapaść na szczycie przywódców 28 państw w czerwcu. Polska się sprzeciwia, bo nie ma ani doświadczenia, ani ochoty na przyjmowanie uchodźców.
Uważa też, że obowiązkowe kwoty są niezgodne z uzgodnieniami z poprzedniego szczytu UE, na którym mówiono co prawda o solidarności w sprawach migracji, ale bez żadnej obowiązkowości. Przeciwnikami kwot są też inne kraje naszego regionu niemające doświadczenia w przyjmowaniu imigrantów innych ras czy religii. Ostatnio nieoczekiwanie przeciwko kwotom wypowiedziała się także Francja (polityka imigracyjna ma być domeną państw członkowskich, a gesty solidarności mogą mieć wyłącznie charakter dobrowolny).