Skiöekumt y Wymysöu – taka tabliczka wita przy wjeździe do Wilamowic pod Bielsko-Białą. Napis oznacza „Witamy w Wilamowicach" i został sporządzony w języku wymysiöeryś. Najbardziej przypomina on luksemburski, choć Wilamowianie (pisani z dużej litery, bo to nazwa nie tylko mieszkańców miasta, ale też grupy etnicznej) utrzymują, że pochodzą od Flamandów.
Wkrótce ich mowa, tak jak kaszubski, może stać się językiem regionalnym. Sejmowa Komisja Mniejszości Narodowych zdecydowała, że zaangażuje się w zmianę prawa.
– Chcielibyśmy przejąć projekt, który napiszą sami Wilamowianie – mówi szefowa komisji Danuta Pietraszewska z PO. – Taki projekt już powstaje – dodaje Wilamowianin Tymoteusz Król, który działa na rzecz zachowania lokalnej kultury. W Wilamowicach trwa bowiem renesans języka, który jeszcze kilka lat temu był skazywany na zagładę.
Skąd wzięli się Wilamowianie? W XIII wieku przybyszów z Europy Zachodniej prawdopodobnie sprowadził książę cieszyński Mieczysław. Ich język przetrwał, bo strzegli zasady zawierania małżeństw w obrębie swojej społeczności. Do wojny we wspólnocie panowała trójjęzyczność. W domach mówiło się po wilamowsku, w kościele po polsku, a w urzędzie (pod zaborem austriackim) po niemiecku.
Metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz, który pochodzi spod Wilamowic, wspomina, że po wojnie język był jeszcze w powszechnym użyciu. – W Wilamowicach działała słynna piekarnia, do której jeździłem na rowerze. W środku, podobnie jak w innych sklepach, starsze pokolenie mówiło po wilamowsku – opowiada „Rzeczpospolitej".