Kolejna wpadka Biura Ochrony Rządu. Uczestnicy defilady z okazji Święta Wojska Polskiego nie zostali sprawdzeni. – Pod nos prezydenta mógł podejść każdy, nawet z niecnymi zamiarami, a ochrona by tego nie wykryła, bo jej po prostu nie było – mówi członek grupy rekonstrukcyjnej.
BOR twierdzi, że kontrolę powinna przeprowadzić żandarmeria wojskowa. Ta odpowiada, że zabezpiecza tylko żołnierzy zawodowych.
Czytali tylko nazwiska
Wojskowa defilada przemaszerowała warszawskim Traktem Królewskim tydzień temu. Oprócz zawodowych żołnierzy wzięło w niej udział ok. 100 amatorów z różnych grup rekonstrukcyjnych. Część nie przeszła żadnej kontroli, mimo że defilowali przed najważniejszymi osobami w państwie: prezydentem, premierem, marszałkami Sejmu i Senatu.
Jeden z uczestników parady opowiada nam, jak wyglądała kontrola bezpieczeństwa:
– Przed godz. 6 rano przyjechaliśmy pod teren jednostki przy ul. 29 Listopada. Byliśmy wcześniej, bo baliśmy się kolejki – mówi. Samochód, w którym był nasz rozmówca z kolegami, wjechał na teren jednostki. – Tam ochroniarz rencista sprawdził tylko, czy na przygotowanej liście są nazwiska osób, które przyjechały. Nie poprosił nas o dowód tożsamości. Nie było żadnej kontroli pirotechnicznej. Mógł tam wjechać każdy – uważa. Dodaje, że wiele grup miało broń, krótką, długą czy białą. – I pies z kulawą nogą nie zapytał, czy jest ona sprawna – dodaje.